3

45 3 0
                                    

Ciasto spadło z talerzyka, a galaretka z wierzchu sernika odkleiła się i z plaskiem uderzyła w stolik, kiedy telefon w kieszeni kelnera zaczął głośno odgrywać melodię, jaką ustawioną miał na dzwonku. Szybko sięgnął ręką po urządzenie, co spowodowało, że deser wylądował na stole, przy którym siedział klient, czekający na swój sernik z galaretką truskawkową na zimno.
—Żartuje sobie pan? Czekam na ten głupi kawałek ciasta piętnaście minut, a teraz wywala je pan na mój stolik? Masz mi przynieść nowe! – krzyczał, denerwując się jeszcze bardziej, kiedy Min ignorował go, będąc zajętym telefonem.
—Kurwa, Hoseok, jestem w pracy. – warknął.
—Przepraszam, ale słuchaj-
—Nie mam teraz czasu. – przerwał i rozłączył się, ze zdenerwowaniem wsuwając telefon z powrotem do kieszeni. Miał nadzieję, że to ktoś ze szpitala.
—Nie powinieneś używać telefonu w pracy. – prychnął niezadowolony klient.
—Przepraszam, myślałem, że to coś bardzo ważnego. Przyniosę panu nowe ciasto. – odparł szybko i sprzątnął stolik, na którym chwilę później postawił talerzyk z dwoma kawałkami ciasta. —Na koszt firmy. Jeszcze raz przepraszam.

Ta praca Yoongiego była naprawdę nudna. Biegał z pomarańczową tacką, na której poukładane miał ciasta, ciasteczka, kawy i inne napoje, rozstawiając je do stolików. Zdarzały się małe wypadki, takie jak ten z sernikiem i telefonem, ale były to najciekawsze wydarzenia w tej pracy. Kiedyś przychodzili przyjaciele Mina, jednak przestali, gdy ten ich o to poprosił. Nie lubił, kiedy przeszkadzali mu w pracy, dlatego zwykle nie odbierał od nich telefonów. I nie odebrał, gdy jego telefon zaczął ponownie wibrować w jego kieszeni, wydobywając z siebie melodię piosenki, jaką zagrał na pianinie, przy której śpiewał Jimin. Wiedział, że to Hoseok znowu się do niego dobija, dzwonił już któryś raz, a Yoongi po pierwsze - nie miał ochoty z nim rozmawiać i po drugie - nie miał czasu, by z nim rozmawiać.

Po wielu męczących godzinach pracy, Min wsiadł w taksówkę, podjeżdżając pod szpital, by znowu ujrzeć piękną twarz Parka i usłyszeć jego melodyjny głos. Ledwie wdrapał się po schodach, jako że jego nogi odmawiały posłuszeństwa po chodzeniu cały dzień w tę i we w tę i noszeniu zamówień.
Delikatny uśmiech wpłynął na jego twarz, kiedy jego dłoń złapała za klamkę drzwi prowadzących do pokoju Jimina, jednak znikł, kiedy na jego łóżku leżała krótkowłosa brunetka, która pisnęła głośno na widok blondyna.
—Przepraszam, tutaj leżał chłopak z białaczką. Wie pani gdzie jest?
—Nie, nie mam pojęcia. Nie pomylił pan przypadkiem pokoi? – odparła łagodnie.
—Nie, na pewno nie. Przychodziłem tu prawie codziennie, odwiedzałem mojego chłopaka. Nie pomyliłbym sal. – mówiąc to, wychylił się, zerkając na numer na drzwiach, który zgadzał się z tym, pod którym leżał Park. —No cóż, może przenieśli go do innej sali. Dziękuję i przepraszam, że przeszkadzałem. – pożegnał się uprzejmie i wyszedł, zaglądając kolejno do każdego następnego pokoju, poszukując w którymś z nich swojego ukochanego.

Nieco spanikowany podbiegł do lekarza, którego akurat minął w korytarzu i na jego szczęście był to ten, który leczył właśnie Jimina.
—Przepraszam.. Jestem Min Yoongi, leczył pan mojego chłopaka, Park Jimina. Leżał w tamtej sali. – wskazał ręką na pokój, w którym zamiast Jimina leżała obca blondynowi kobieta. —Co się z nim stało? Przenieśliście go gdzieś?
—Lepiej jeśli pan usiądzie. – westchnął cicho, pokazując dłonią krzesło, na którym usiadl zmartwiony Yoongi, wyczekując, co ma do powiedzenia lekarz. —Dzwoniliśmy do pana, ale nikt nie odbierał.. Bardzo mi przykro, ale Park Jimin odszedł dziś po południu. Pół godziny przed czekającym go zabiegiem. – wyjaśnił smutnym głosem, wyrażającym współczucie. —Naprawdę mi przykro, nie daliśmy rady go uratować. Nowotwór postępował zbyt szybko.. – mówił dalej, patrząc z przykrością w oczach w Mina, który siedział na tym niewygodnym plastikowym krzesełku, wpatrując się tępo w podłogę.
—Jak to odszedł? Żartuje pan?
—Nie. Bardzo mi przykro, to musi być dla pana ogromna strata. Po śmierci kogoś bliskiego polecałbym zapisać się do psychologa, by pomógł znieść ból po stracie.
—Nie. Nie potrzebuję psychologa! Uratujcie Jimina, błagam! – poderwał się z krzesła, nagle zalewając się łzami, kiedy dotarło do niego, że to nie są żarty. —Musi być jakiś sposób, żeby go jeszcze uratować! Proszę, niech pan coś zrobi, on nie mógł umrzeć! – krzyczał zrozpaczony, ściskając w dłoniach rękaw fartucha lekarza.
—Gdyby tylko było to możliwe, na pewno byśmy to zrobili. Przykro mi.
—Mogę go zobaczyć? Proszę, muszę go zobaczyć ostatni raz. – błagał, płacząc tak głośno, że pacjenci wyglądali z pokoi i prosili pielęgniarki, by uciszyli Mina, ponieważ przeszkadza im w odpoczynku.

Serce Yoongiego pękło na miliardy maleńkich kawałeczków, kiedy jego dłoń wylądowała na prawie białym policzku ukochanego. Jego oczy były zamknięte, a klatka piersiowa nie wykonywała żadnych ruchów. Życie z pięknego ciałka tego wspaniałego chłopca całkowicie uleciało. Nadszedł ten dzień, w którym po Jiminie zostaną już tylko wspomnienia, a w sercu Mina na zawsze zapanuje żałoba po jego ukochanym szatynie, dla którego był w stanie poświęcić wszystko co miał i robił to, jednak nawet to nie wystarczyło. A Yoongi nie miał magicznej mocy, by uzdrowić swojego kochanka i przywrócić go do życia, wrócić z nim do wszystkich radosnych chwil, które razem spędzili. Nikt nie potrafił tego zrobić.

Tak jak Yoongi nie potrafił znieść faktu, że już nigdy nie zobaczy ślicznych, ciemnych oczu Parka, jego czarującego uśmiechu, nie poczuje ciepła jego ciała i nie usłyszy bicia jego malutkiego serca, które przez ostatnie kilka miesięcy zdawało się pracować specjalnie dla Mina. Nie mógł przyjąć do siebie informacji, że od tej chwili musi żyć sam. Bez uroczego szatynka wtulonego w jego tors, bez jego miękkich, pulchnych ust, jego uroczego, zaspanego głosiku każdego ranka. Bez Jimina.

Nagle wszystko spadło w ciemną przepaść bez końca, rozsypując świat Yoongiego w drobne kawałki, które mógł oglądać spadające w tę przerażającą nicość.

Pierwsze spotkanie.

Pierwsza randka.

Pierwszy pocałunek.

Pierwsze powiedziane : "kocham cię".

Pierwsza wspólna noc.

Kolejna noc i kolejny ranek.

Kolejny dzień i tydzień, miesiąc i rok.

Wszystko sypało się w tę nieznaną otchłań nicości. Każde wspomnienie chwil spędzonych z Parkiem rozsypywało się na jego oczach, zatapiając się w nieskończonej ciemności. Każdy uśmiech Jimina blakł, aż całkiem znikał, wszystkie iskry w jego wesołych oczach gasły.
Cały jego świat rozpadał się w maleńkie kawałki, jak rozbite szkło, łamiące się na miliony ostrych odłamków. Wszystko zniknęło, aż Yoongi znalazł się pośrodku niczego. Otaczała go jedynie czerń, stał w samym środku tej przerażającej nicości, a jeden krok do przodu znaczył rzucenie się za swoją miłością.

Min Yoongi skoczył w tę otchłań. Mocno ściskając w swoich ramionach poduszkę Jimina, tonął w przerażających płomieniach, które szybko zajęły jego łóżko, a następnie ciało, zabierając go do jego uroczego chłopca, który czekał na niego w innym świecie tak, jak czekał w szpitalu, aż jego chłopak przyjdzie do niego z waniliowymi babeczkami z kawałkami czekolady w papierowej torbie.

___

Tak więc to koniec. Nie widziałem sensu w ciągnięciu tego do kilkunastu czy kilkudziesięciu rozdziałów, a miałem ogromną ochotę napisać takie opowiadanie, dlatego oto jest, trzy rozdziały przykrej historii yoonmina.

Jakby dla kogoś nie było to jasne - Yoongi popełnił samobójstwo, podpalając się w łóżku, w którym spał kiedyś z Jiminem, zanim wykryto u niego białaczkę.

Mam nadzieję, że spodobało wam się to, wyjątkowo krótkie jak na mnie, opowiadanie, mnie naprawdę przyjemnie się je pisało.

Fighting!

tear		✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz