Czasami bycie czyimś ulubieńcem nie jest tak uhonorowujące, jak mogłoby się wydawać, szczególnie jeśli jesteś ulubionym synem swojego ojca. Presja oraz chęć niezawiedzenia osoby, która pokłada w ciebie całą swoją nadzieję, potrafi przytłoczyć niejednego, a gdy twój tatuś to Bóg we własnej osobie — nie licz na to, że twoje życie będzie kolorowe. Może być już tylko gorzej...
Podobne zdanie miał Castiel — Sługa Pański, czwartkowy anioł, wybawiciel ludzkości. Miał wiele imion, a przez wielu był różnie nazywany. Mimo tego nie lubił chwalić się swoimi licznymi tytułami, wolał być nazywany po prostu „Cass" — kojarzyło mu się to z pewnymi braćmi pochodzącymi z Lawrence, w stanie Kansas. Wspomnienia o nich zawsze przynosiły spory uśmiech na jego zwykle bezemocyjną twarz.
W końcu już kilka razy u ich boku powstrzymał niejedną apokalipsę, nie ma znaczenia, że raz świat mógł zakończyć się z jego powodu. Żałował tego, starając się odpokutować swoje winy. Jednak oprócz niego, ów braci, ich bliskich, a także samego Stwórcy, nie wiedział o tym nikt.
Jak na anioła przystało, Castiel głęboko wierzył w Pana, więc gdy dostał od Niego specjalne zadanie, od razu porzucił przyziemne sprawy, aby móc wypełnić wyznaczoną mu misję. W ten sposób chciał odwdzięczyć się Bogu za wszystkie popełnione grzechy i chwile, kiedy wątpił w Ojca. Nie spodziewał się, że w taki sposób rozpocznie się początek końca świata, który dotąd znaliśmy...
NIEZNANE MIEJSCE, 24 GODZINY WCZEŚNIEJ
Niebiański posłaniec powoli otworzył oczy, ukazując swe niebieskie źrenice. Na skórze poczuł lekki, przyjemny powiew ciepłego wiatru, rozwiewający jego kasztanowe włosy. Anioł po dokładnym rozejrzeniu się po okolicy odkrył, że znalazł się pośrodku niczego, wprawdzie wokół niego rosło wiele pojedynczych, jesiennych drzew o różnokolorowych liściach, a on sam stał pośrodku pustej polany, lecz wciąż otaczała go przysłowiowa pustka.
Jeszcze przed chwilą polował wraz z Samem i Deanem na stado wilkołaków w okolicach Vermont, a teraz został ściągnięty w to dziwne miejsce. Cass spojrzał w zachmurzone, popołudniowe niebo, nieprzepuszczające żadnych, nawet najdrobniejszych promieni słońca.
Nagle poczuł znajomą energię, siły natury przestały poruszać gałęziami, a czas jakby się zatrzymał. Castiel wiedział, co to oznacza, ale wciąż starał się utrzymać niezrażoną, kamienną twarz. Nawet, wtedy gdy niebo zaczęło się rozstępować pozostał nieugięty.
Wicher ustał, a zaraz po nim chmury rozpoczęły użyczać przejścia dla długich wiązek światła, które padły prosto na serafina. Było ono tak mocne, że brunet zmuszony był zasłonić swoje anielskie oczy, aby oślepiający blask nie pozbawił go wzroku.
Wkrótce potem usłyszał znajomy głos — głos, który był słyszalny tylko dla takich jak on, dla jedynej w swoim rodzaju rasy aniołów. Zwykli śmiertelnicy nie byli w stanie zrozumieć Słowa Bożego. Castiel opuścił ramię, które służyło za jego tarczę ochronną i spojrzał w przestworza.
– Wzywałeś? – zapytał niepewnie, wiedząc z kim ma do czynienia.
Głos odpowiedział, można było porównać to do szumu radiowego, będącego w stanie zatrząść całą planetą. Każde słowo sprawiało, że polana stawała się na moment jaśniejsza.
– Zadanie? Ty, masz zadanie dla mnie? – sam nie dowierzał w to, co się właśnie wydarzyło. Bóg wybrał go spośród tysięcy aniołów, a teraz prosi o przysługę. – Czemu akurat dla?...
Stwórca przerwał mu, zanim zdążył dokończyć, teraz brzmiał bardziej gniewnie, niż zazwyczaj.
– Rozumiem – przytaknął, akceptując los, jaki przygotował dla niego Ojciec. – Jednak zanim to nastąpi, chciałbym jeszcze coś załatwić – powiedział z większą pewnością siebie, choć nie miał pewności, czy Najwyższy zaakceptuje jego „ostatnie życzenie".
CZYTASZ
Saints & Sinners
FanfictionDo tej pory wszelkiego rodzaju istoty nadnaturalne, takie jak anioły, wampiry, demony, czy też duchy istniały tylko w naszej wyobraźni oraz opowieściach przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Z czasem stały się częścią nas, częścią naszej kultury...