Rozdział 4a

864 7 3
                                    

Claudia

- U mnie poszło gładko. Rodzice mi ufają - powiedziałam, nawiązując do naszych wyjazdowych planów z minionego piątku. 

Przekopywałam właśnie szkolną szafkę w poszukiwaniu podręcznika do chemii, podczas gdy Jake stał obok, opierając się placami o szafkę obok i zajadał się swoją bułką z serem. 

- No tak, grzeczna dziewczynka zawsze jest w domu przed dwudziestą drugą, nie obraca się w złym towarzystwie i słucha się rodziców jak przystało na idealne dziecko. - Zakpił dogryzając swoją wielką kanapkę. To wręcz niesamowite, że chłopak jadł za czterech, a nadal był chudy jak patyk. 

- Nie, po prostu dobrze się uczę, nie kłócę się z nauczycielami i nie przynoszę rodzicom wstydu. - Odpowiedziałam, odliczając na palcach wszystkie trzy rzeczy. - Też kiedyś powinieneś spróbować. - Dodałam, ładując dopiero co znaleziony podręcznik do plecaka. 

- Może zapiszę się do Ciebie na jakieś kursy cnotliwości? 

Już chciałam odpyskować na jego złośliwość kiedy spoglądając tuż nad ramieniem Jake'a dostrzegłam Adama, uwieszonego na ramionach Samanthy. Mimo szczerych chęci nie udało mi się powstrzymać wywrócenia oczami, co nie umknęło uwadze Jake'a. 

- Niech zgadnę... Obiekt Twoich westchnień zbliża się właśnie do nas razem ze swoją zdzirowatą dziewczyną? 

Nie zdążyłam nawet oburzyć się za nazwanie Adama obiektem moich westchnień kiedy ów obiekt pojawił się zaraz koło nas już bez swojej towarzyszki. 

- O czym rozmawiacie? - Zapytał, częstując się ciastkiem z paczki, którą Jake zdążył w między czasie otworzyć i opróżnić do połowy. On serio dużo je. 

- Claudia właśnie zachwycała się tym jak pięknie wyglądacie razem z Sam. - Odpowiedział zadowolony z siebie blondyn za co miałam ochotę zamordować go wzrokiem. 

- CJ jak zawsze zazdrosna? - Zaśmiał się szatyn, chcąc przytulić mnie na powitanie. 

Ja jednak zgrabnie uniknęłam jego dotyku, zła na obu moich przygłupich przyjaciół. 

- Nie zbliżaj się do mnie. Nie chcę się zarazić szmatowatością po twojej blond... koleżance. - Odpowiedziałam, unikając słowa "wywłoka" po czym wyciągnęłam w jego stronę otwartą dłoń w geście "nie zbliżaj się bo zabiję". 

- Uuu, czy to "te dni"? - Zapytał ponownie szatyn, malując palcami w powietrzy cudzysłów. Był z siebie bardzo zadowolony, sądząc najpewniej, że właśnie udał mu się żart tygodnia. 

- Może gdybyś nie miał umysłu czterolatka to wiedziałbyś, że to po prostu Twoja głupota doprowadza mnie do szału, a nie "te dni". - Przedrzeźniłam jego słowa i gest. 

Mocno już zirytowana zarzuciłam plecak na ramię i ruszyłam przed siebie. Chciałam jak najszybciej dotrzeć na zajęcia żeby się ich obu pozbyć. 

- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi, a Ty nie masz czym szastać! - Usłyszałam za sobą jeszcze roześmiany głos bruneta. Nie odwracając się w jego stronę podniosłam tylko ramię z wyciągniętym za siebie środkowym palcem. 

Adam naprawdę był idiotą. 

Na zajęcia dotarłam w momencie, w którym irytujący dzwonek zasygnalizował ich rozpoczęcie. Zajęłam swoje miejsce w pojedynczej ławce przy ścianie i wypakowałam swoje rzeczy. Zanim jeszcze profesor Richards rozpoczął zajęcia poczułam jak ktoś za mną dziobie mnie w plecy. Odwróciłam się więc, z zaskoczeniem napotykając wzrok Carolyn. 

- Co tam? - Zapytałam szeptem. 

- Mam do Ciebie prywatne pytanie. - Usłyszałam w odpowiedzi, na co zaskoczona szeroko otworzyłam oczy. 

Już sam fakt, że Carolyn się do mnie odezwała był na tyle zaskakujący, że lekko mnie wmurowało. 

Carolyn nie należała do towarzyskich osób, a ja w dodatku nie miałam w szkole zbyt wielu żeńskich sprzymierzeńców. 

Od początku szkoły każdą wolną chwilę wolałam spędzać z Jake'iem i nie skupiałam się na zawieraniu innych znajomości. Siłą rzeczy miałam raczej samych kolegów przez to, że obracałam się ze znajomymi chłopaka. 

Później, kiedy dołączył do nas Adam już całkiem przestałam szukać koleżanek, a i one przestały szukać mnie, z zazdrości o bliskie relacje z jednymi z największych ciastek w szkole. Nie było mi z tego powodu jakoś szczególnie przykro. Nikt mnie nie prześladował bo moi chłopcy od razu by się rozprawili z takim problemem ale też z nikim jakoś nie budowałam bliższych relacji. 

Koniec końców z dziewczynami z mojej grupy rozmawiałam tylko przy okazji jakichś szkolnych projektów lub ewentualnie na przerwach z braku lepszego towarzystwa. Koniec końców taki stan rzeczy całkiem mi odpowiadał. 

- Chciałam zapytać czy wiesz już może czy Jake ma partnerkę na bal letni? 

- Co? - Zapytałam, nie do końca rozumiejąc jej pytanie albo raczej nie wierząc, że na pewno o to zapytała. 

- Czy Jake ma już kogoś na bal? - Ponowiła nieco zniecierpliwiona, przez co utwierdziłam się w tym, że z moim słuchem nie jest jeszcze tak źle.  

- Ymm, nie wiem. - Odpowiedziałam po chwili, zgodnie z prawdą, mając nadzieję że dziewczyna się odczepi. Kiedy chciałam się ponownie odwrócić w stronę tablicy usłyszałam kolejne pytanie. 

- A mogłabyś się dowiedzieć? 

- A nie możesz go sama zapytać?

- Czy Panie chciałby poprowadzić za mnie zajęcia? - Włączył się do naszej rozmowy profesor Richards za co byłam mu tym razem dozgonnie wdzięczna. 

- Nie Panie Profesorze. Przepraszamy. - Odpowiedziałam jak na przykładną uczennicę przystało i odwróciłam się na swoim miejscu. 

To właśnie była sprawa, z którą najczęściej zwracały się moje szkolne znajome... Czy Jake ma jaką dziewczynę? Czy możesz mi podać numer Adama? Czy chłopcy wpadną na imprezę? 

Z czasem nauczyłam się już zbywać takie pytania ale na początku wpadałam w szał. Trochę ze względu na ilość takich pytań od różnych osób ale trochę też z zazdrości, że ktoś może chcieć umawiać się z moimi chłopcami na poważnie. 



TrioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz