Na pierwszy dzień szkoły, jako że jestem rebelem od małego (kiedyś marzyłem, aby zostać następcą Łysego z Brazzers zanim dowiedziałem się, że jest to tylko odgrywana rola), poszedłem sam, bez rodziców. Reszta klasy nie miała na tyle silnej psychiki i stała na korytarzu ze swoimi opiekunami, kurczowo trzymając się ich ręki, w oczekiwaniu na wychowawcę. Z tłumu wyróżniał się jeden gość, którego każdy ząb był skierowany w innym kierunku. Kiedy nadchodził wychowawca zaczął płakać i błagać mamę, żeby go stąd zabrała. Na jego nieszczęście tak się nie stało. Usiadłem z nim na naszej pierwszej, wspólnej lekcji Matematyki. Skubany miał uzupełniony cały zeszyt ćwiczeń ołówkiem i jedyne co robił to przeprawiał je długopisem.