Trzech mężczyzn odzianych w jasne, pozbawione zbędnych ozdób zbroje, niespokojnie siedziało przy okrągłym stole, wykonanym z solidnego, ciemnego drewna. Wytarty blat nosił ślady licznych, ożywionych debat przy nim toczonych. Wypastowane drewno szpeciły rysy, powstałe na skutek energicznych uderzeń setek dłoni, zakutych w stalowe rękawice. W popołudniowym blasku słońca - wlewającym się przez strzeliste, misternie zdobione okna - lśniły symbole złotego dębu, dumnie wygrawerowane na gładkich napierśnikach. Oddawały cześć bóstwu Handlu i Kupców - Teharowi - czyniąc ze złocistego drzewa godło Graus, nizinnego królestwa opartego na północy o strome zbocza gór Resal, od zachodu ograniczonego traktem handlowym Or-Estil. Długa historia tej spokojnej obecnie krainy, wzniesiona została na toczących ją nieustannie wojnach. Mrocznych cieniach przeszłości, dających początek świetlanemu rozwojowi, który dopiero od dwóch stuleci przywrócił na niziny kruchy porządek. Stało się tak za sprawą krwawej wojny domowej, w wyniku której losy królestwa złożono w ręce rodu Verre, wydzierając je tym samym dynastii Rusroi - starej linii monarszej, przez której upodobanie do nadmiernej ekspansji i wystawnego życia, kraj zachwiał się na granicy upadku. Dźwigając się z kolan, Graus przekształciło się z pochłoniętego chaosem, niestabilnego państwa w tętniący życiem ośrodek rolniczo-kupiecki. Dawne, ponure zamki warowne, wzmocnione grody i niezliczone koszary zastąpiono targowiskami, młynami, spichlerzami oraz wszelką zabudową, wymaganą przy nowoczesnym rolnictwie. Poddani, wyrwani spod jarzma absurdalnie wysokich podatków, pracowali ofiarnie i wytrwale, już nie po to, by wyżywić olbrzymią, rozbitą armię lecz ku chwale swego miłosiernego władcy, a także we własnym, dobrze pojętym interesie. Użyźniona przelaną krwią przodków ziemia, wydawała plony rozpoznawalne ze względu na jakość, w całym szerokim świecie. Ród Verre postawił sobie za priorytet utrzymanie w należytym porządku Wschodniego Traktu - szlaku handlowego przecinającego ziemie Graus, by połączyć się z Or-Estil. Zapewnienie kupcom bezpieczeństwa przeprawy, zagwarantowało utrzymanie ożywionych relacji handlowych z najodleglejszymi zakątkami rozległego świata. Prawo pierwszeństwa zakupu, przyznawane mieszkańcom osad w których zatrzymywali się kupcy, znacząco podniosło komfort życia obywateli i pozytywnie wpływało na przychody królewskiego skarbca. Przez dwa stulecia nic nie wskazywało, żeby Graus miało po raz kolejny zejść ze ścieżki dostatniego spokoju i dołączyć do wojennego pochodu, jednakże jak to ze spokojem bywa, nie mógł trwać wiecznie. Zmąciło go niespodziewane, acz nieuniknione wydarzenie. Zakrojona na niewyobrażalną skalę ekspansja Khenay - człekopodobnego gatunku, rozmiłowanego w wojennym zamęcie. Khenay od dawien dawna zamieszkiwali zbocza gór, wyprawiając się na najbardziej wysunięte ku północy wioski, z polowania na ludzi czyniąc nie tylko źródło rozrywki, ale i dochodowe zajęcie, grabiąc i paląc wszystko, co stanęło im na drodze. Dopiero dekady, częstokroć okupionego życiem, wysiłku badaczy przyniosły odpowiedź na pytanie, dlaczego spośród tak wielu przecież ras zamieszkujących niziny, Khenay upodobali sobie właśnie ludzi. Nieliczni, którzy uszli z życiem, odpowiadali wielce niepokojące historie, jakoby barbarzyńcy z gór lubowali się nie tylko w kosztownościach, ale i ludzkim mięsie. Potwierdzały to raporty, spływające od władców włości, zrównanych z ziemią przez ich pochody. Nieraz zdarzało się, że oddziały rycerskie wysyłane do napadniętych wiosek, donosiły o pogorzeliskach najeżonych kośćmi odartymi ze skóry i mięsa. Obgryzionymi niczym sarnie udźce podczas wieczornych biesiad. Graus szczyciło się nielicznymi incydentami z udziałem Khenay, dzięki wystosowanemu przez króla bezwzględnemu zakazowi osiedlania się w pobliżu gór, jednakże ostatnimi czasy Khenay poszerzyli znacznie swe terytoria, zapuszczając się coraz to głębiej w doliny. Wyplegli z najmroczniejszych górskich rozpadlin, by stworzyć armię, której jedynym celem było sianie zniszczenia. Po raz pierwszy w dziejach kraje nizin zostały zmuszone do próby porzucenia dzielących je zatargów i zjednoczenia się, by stawić opór sile, z którą żadne z nich w pojedynkę szans nie miało. Najmłodszy z trzech rycerzy, Gilghart, niepewnie uniósł wzrok znad blatu stołu. Nie śmiał nawet marzyć, że będzie mu dane zasiąść w Sali Rycerskiej zamku Todar. Chciał wierzyć, iż ku temu niedostępnemu wnętrzu przywiodły go własne zasługi, jednak nie był tak naiwny. Zaszczyt ten zawdzięczać musiał swemu nazwisku, które darzył najszczerszą wzgardą. To bez wątpienie właśnie za jego sprawą, lord Kreus wskazał go na swego zastępcę, podczas gdy sam wyruszył na wschód. Bez względu na przyczynę tegoż wyróżnienia, kiedy tylko młody rycerz posłyszał, że spotka go niewysłowiony zaszczyt reprezentowania jednego z królewskich doradców, wiele nocy nie przespał, pochylony nad raportami. Sumiennie przygotowywał się do tego, wyczekiwanego przez wszystkich, spotkania. By nieco ukoić nerwy, w skupieniu powtarzał wszelkie informacje, które winien przyswoić. Wzdygnął się nieznacznie, gdy z zamyślenia wyrwało go szuranie topornego, ciężkiego krzesła. Kątem oka obserwował mężczyznę, który wstał i powolnym krokiem podszedł do okna, po czym wsparł dłonie na marmurowym, chłodnym parapecie. Starszy jegomość w milczeniu patrzył na panoramę miasta, rozpościerającego się u stóp wzgórza, na którym wzniesiono królewską twierdzę. Oczy młodego rycerza śledziły każdy gest mężczyzny o orlim, wydatnym nosie. Minęło blisko dziesięć lat, od kiedy ujrzał go po raz pierwszy, jednak pomimo upływu czasu, wciąż odznaczał się charakterystycznie wyprostowaną postawą z dumnie uniesioną głową i wysuniętym podbródkiem. Niemalże białe włosy opadały na lekko przygarbione ramiona. Stateczna siwizna nie oszczędziła również - niegdyś smolistej - gęstej brody. Ząb czasu złośliwie poorał ogorzałą twarz głębokimi bruzdami, odciskając na niej piętno trosk oraz licznych wyrzeczeń. Mężczyzna przy oknie zwał się Cellis Verre - władca, niepodzielnie panujący nad ziemiami Graus. Król szlachetny i rozważny, którego miłosierdzie oraz bystrość umysłu wzbudzały niesłabnący szacunek wśród poddanych. Króla Verre mieszkańcy Graus otaczali niemalże boskim kultem, podsycanym przez sprawiedliwe, pokojowe rządy.
CZYTASZ
Avertat
FantasyIch świat się rozpadł. Mistyczne Therenar legło w gruzach. Wygnanie pierworodnego, zapoczątkowało wielką wojnę o przejęcie władzy - wyrachowaną batalię zwaśnionych stronnictw, w której nie mogło być zwycięzców. Ciągnący się przez dziesięciolecia ko...