Prolog

2 1 1
                                    

Nazywam się Jan Rechniacz, mam 23 lata. Dołączyłem do Armii niedawno, bodajże w 2031? Teraz mamy 2033, tak dla potomnych. Miałem wtedy 20 lat, to było 2 miesiące przed moimi 21 urodzinami. Jestem zwykłym szeregowym, to na mnie patrzy się z góry, ale nie mam nikomu za złe. Ci bardziej przyjacielscy zawsze powtarzają mi że każdy przez to przechodził, choć czasem im nie wierzę. Gdyby moi prześladowcy przez to przechodzili, to dlaczego by mi to robili? Czy według nich takie działanie nie powinno być złe? Cóż, nie mi oceniać. Ja na pewno taki nie będę, gdy już będę oficerem. Ah, marzenia. Może kiedyś się spełnią, ale wróćmy do rzeczywistości. Na razie stoję na jednym z wielu budynków we wsi Malewice, niedaleko mojej bazy. Ładna okolica, ale ostatnio niedobrze się tu dzieje. Centralna Polska,  to tutaj zawsze pojawiają się problemy. Przynajmniej ostatnio. Podziemne tunele, rozwijające się szajki bandytów czy nawet nielegalne handle bronią i narkotykami. Właśnie dlatego tu jestem, przechwytuje te ładunki i aresztuje podejrzanych. Zazwyczaj policja się tym zajmuje, ale przełożeni zadecydowali że ilość nie tylko broni samej w sobie, ale również granatów czy amunicji jest zbyt wielka by pozostawić to w rękach tylko policjantów. Podejrzewamy, że działają ani na rzecz większej sprawy. Dlaczego tak sądzimy? Bo to niemożliwe, żeby bez przyczyny aż tak prężnie rozwijała się ta gałąź czarnej gospodarki. Trop urywa się za północno-zachodnią granicą, przy granicy z Rosją. Nie mamy już tam wpływów, a przez napiętą sytuację na świecie węszenie i szpiegowanie na terenie tak niewygodnego państwa byłoby co najmniej głupotą. 

- Cóż, dziś się chyba już nic nie wydarzy - westchnąłem cicho, spoglądając na zachód słońca. To może wydawać się dziwne, ale po zmroku wszyscy przestępcy kładli się grzecznie do łóżek. Nie żartuje, pracowali w dzień, spali w nocy. Tak, ja też się śmiałem jak to usłyszałem od moich partnerów. Wstając zatoczyłem się lekko. Rozprostowałem nogi zbyt szybko, nie pamiętając o tym że siedziałem na tym budynku dobre cztery godziny. Ostatni rzut oka na zachodzące słońce i- chwila.. Co to jest? 
Z zadziwieniem wpatrywałem się w cienką smugę dymu, która najpierw rosła nad horyzontem a potem powoli opadała. Gdy zakończyła swoją podróż i opadła na ziemie, najpierw usłyszałem niewyobrażalny huk. Budynek się pode mną zatrząsł, a ja upadłem na kolana. Przycisnąłem głowę do kolan, próbując zminimalizować ból głowy. Nawet nie wiem czy ten huk jeszcze trwał, czy może to tylko w mojej głowie? Przyłożyłem palce do ucha, czy sprawdzić czy leci mi z niego krew. Nie leciała, to dobra wiadomość. W końcu podniosłem się z trudem i pobiegłem do wyjścia na dach, a następnie zjechałem po drabinie na ostatnie piętro, by na parter zejść schodami. Budynek na którym stałem był wielką placówką państwową, ale przemierzając piętra i obserwując różne pokoje nie zauważyłem ani jednej osoby. To dobra wiadomość, każdy zdążył już uciec. Zanim dobiegłem do najniższego piętra, usłyszałem drugie uderzenie. To było jednak o wiele dalej, więc huk nie był tak potężny. Budynek znów podskoczył, ale nie miałem czasu na upadanie. Podparłem się o poręcz na klatce schodowej, a następnie zacząłem skakać ze schodów żeby było szybciej. Dopiero wybiegając na ulicę zobaczyłem co się dzieje - mniejsze budynki były doszczętnie zniszczone, ulice popękane, ludzie leżeli zabici na ulicy. Głównie przez tłum, ale też przez latające wszędzie resztki budynków. Zastanawiałem się co zrobić - ratować własną skórę, czy jednak pomóc ludziom? Byłem szeregowym, więc to powinno być oczywiste, ale każda część mojego ciała krzyczała żebym uciekał, więc i tak też zrobiłem. Pobiegłem wśród ulicy, próbując znaleźć kogoś żywego kto mógłby mi się przydać. Po chwili jednak zrezygnowałem z tego pomysłu. Na ulicach jedyne co mogłem zobaczyć to litry krwi i o wiele więcej ciał niż bym się tego spodziewał. Na końcu ulicy zauważyłem małą polankę. Wiedziałem że tu była, ale nie była ona celem mojego biegu. W sumie to nie wiem co było, chciałem po prostu przeżyć. Wbiegłem na nią, a za drzewami zobaczyłem niewielką grupkę osób. Na oko mieli po 20 lat. Zatrzymałem się przy nich. Byli ranni. Jeden z nich miał pistolet. 
- Co tu robicie? - spytałem się niepewnie. 
- A co mamy robić? - odpowiedział ten z bronią. - Świat nam się kurwa wali na głowę, przecież sam widzisz. Ty też uciekasz, ale nigdzie nie dobiegniesz. Co tu się w ogóle odpierdala? - schował głowę w dłonie. Reszta jego grupy również nie była zbyt optymistyczna, ale ciężko im się dziwić. 
- Chodźcie, razem na pewno coś wymyślimy. 
- Co? Dlaczego mamy za tobą pójść? Kim ty w ogóle jesteś? 
- Słuchaj, albo idziesz ze mną albo zostajesz tu, pod tym drzewem i czekasz aż kolejna bomba trafi twoją samolubną dupę. Nie gwarantuje że idąc ze mną zostaniemy uratowani, ale lepiej zginąć próbując niż umrzeć przez swoją bezczynność. - bez chwili wytchnienia ruszyłem przed siebie. Szczerze, to miałem to totalnie gdzieś czy za mną pójdą czy nie, jednak gdy przeszedłem kilka kroków, gdy usłyszałem szelest traw za mną. Nie zatrzymując się odwróciłem głowę i zobaczyłem wszystkich za mną. Dobrze, może pożyją. 
- Żeby była jasność, nie mam żadnego planu. Po prostu nie chce żeby jeszcze więcej osób umarło. 
Wszyscy przytaknęli i ruszyli za mną. Szliśmy długo, a każdy kolejny krok był nie do zniesienia. Smród, nawet nie tyle co krwi tylko pyłu, oraz przeraźliwe odgłosy krzyków ludzi, syren policji, karetki, straży pożarnej. Można powiedzieć że do takich warunków się przyzwyczaja, ale to nie prawda. Moglibyśmy chodzić tak całe tygodnie, ale ja nigdy nie przyzwyczaiłbym się do tych warunków.
Ta polanka była jednak o wiele większa niż się spodziewałem. Tak duża, że na horyzoncie dostrzegłem mały lasek. Zachęceni pospieszyliśmy do niego, ignorując wszystko co działo się wokół nas. Wchodząc do niego i mogąc ukryć się pod drzewami czuliśmy się odświeżeni jak jeszcze nigdy. W lesie zawsze jest coś, co mnie niesamowicie odprężało. Ten spokój, jakbym był w totalnie innym miejscu, w totalnie innym czasie. Nawet jeżeli wiem, że poza granicami drzew dzieją się takie rzeczy, to tutaj nie potrafię o tym myśleć. Jak mogę o tym myśleć, gdy otacza mnie taka wspaniała rzecz? Moi nowi kompani chyba byli tak samo zauroczeni obecnością natury, że tak samo jak ja na pierwszy rzut oka nie zauważyli budynku. Dopiero po chwili, gdy już minęliśmy ten niecodzienny obiekt, zwróciliśmy na niego uwagę. Był to niewielki półokrąg z dziurami zamiast okien. Mogliśmy przez nie zobaczyć środek, który był cały pusty. 
- Widzicie? - zagadałem do ekipy, wskazując wzrokiem na malutki bunkier - Mówiłem, że coś znajdziemy. 
- Tym razem miałeś rację, a ja miałem rację żeby za tobą pójść - przytaknął kolega z bronią, wskazując palcem wejście. Ruszył pierwszy chwytając klamkę, jednak drzwi ani drgnęły. Kopnął je kilka razy, lecz poza kurzem nic się nie ruszyło. W końcu wyciągnął pistolet z kabury i rozkazał nam odejść. Strzelił w zamek, a ten ustąpił i drzwi otworzyły się na oścież. W środku panował niemały zaduch, pomimo dziur w ścianach. Był to jednak dobrze zachowany obiekt. Po prawej stronie znajdowało się małe biurko, na których leżały puste kartki i pióro bez atramentu. Każdy z nas zaczął się rozglądać. Spojrzałem na sufit, a następnie mój wzrok padł na ściany. Byłem naprawdę w szoku, to miejsce jest bardzo czyste. Prawie tak, jakby ktoś tu regularnie sprzątał. 
W końcu doszły nas krzyki jednego z naszych. Odsunął on dywan, który idealnie zlewał się w kolorem podłogi, a pod nim widniał mały głaz. Spróbowaliśmy go otworzyć, jednak to samo co z drzwiami - nie chciał ruszyć. Szarpnąłem mocno, a on z piskiem ustąpił i wpuścił światło do środka. Wymieniliśmy się spojrzeniami, a następnie po kolei zeszliśmy drabiną do środka. Tak właśnie rozpoczęła się nasza historia z tym miejscem. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 20, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

BunkierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz