Prolog

20 1 0
                                    


6 lat wcześniej...

Zaciągam się kolejnych buchem. Dym powoli wypełnia moje płuca, a fala rozluźnienia rozpływa się po moim ciele. To dopiero pierwszy joint który dziś palę, ale przez to, że wcześniej wypiliśmy kilka browarów czuję, że na razie jeden mi wystarczy. Zamykam oczy, przechylam głowę do tylu i powoli wypuszczam powietrze. Pomimo tego, że słyszę głośne dźwięki muzyki dobiegające z domu za mną i co jakiś czas ktoś krzyknie coś głupiego to obezwładnia mnie spokój. Już się do tego przyzwyczaiłem. Zdziwiłbym się gdyby panowała tu cisza. Chciałem usiąść na leżaku, ale zerwał się silny wiatr i zaczął padać śnieg. Jest cholernie zimno, więc biorę ostatniego bucha i rzucam końcówkę w krzaki. Wracam z powrotem do środka. Po drodze mijam jakaś parkę, która migdali się na korytarzu. Mam nadzieję, że chociaż tym razem pójdą na górę do jakiegoś pokoju i nie będziemy musieli słuchać ich głośnych jęków, tak jak ostatnim razem. Biorę kolejne piwo z lodówki i dołączam do chłopaków, którzy grają na konsoli.

- Oskar, twój braciszek cały czas się do ciebie dobija. - Daniel podał mi telefon, który wcześniej zostawiłem na stoliku. W momencie gdy spojrzałem na ekran telefon znowu zadzwonił. Przewróciłem oczami. Nie mam ochoty z nikim gadać, ale wiem, że nie da mi spokoju dopóki nie odbiorę.
- Co jest? - pytam niezainteresowany.
- Gdzie jesteś? - mój brat jak zwykle jest zmartwiony.
- U Daniela. Nie wracam.
- Rano wyjeżdżamy, powinieneś wrócić.
- Nie wracam, głuchy jesteś? Nigdzie z wami nie jadę.
- Są święta, przestań się zgrywać i wróć do domu.
- Mam to gdzieś. Pierdole te święta.
- Rodzice będą źli. Już i tak się pokłócili. Jeszcze zdążysz wrócić. Proszę...
- Janek... nie mam zamiaru wracać. Nie obchodzi mnie to czy rodzice będą źli czy nie.
- Nie musisz być taki... nie wszystko kręci się wokół ciebie. Zepsujesz święta.
- Pierdole te święta! - Musiałem powiedzieć to trochę zbyt głośno, bo oczy wszystkich osób w pomimeszczeniu skierowały się w moją stronę.
- Jak ty nie jedziesz to ja też nie pojadę. Bez ciebie się nie ruszam.
- Nie wygłupiaj się. Przecież wiem, że chcesz jechać. - Powiedziałam trochę spokojniej.
- Ale nie pojadę bez ciebie.
- Janek... po prostu odpuść.
- Nie! Mam już dość tych waszych kłótni. Chcę żeby było normalnie. Chcę żebyśmy wszyscy razem pojechali i znowu byli normalną rodziną. Tylko pogarszasz sytuacje. To wszystko twoja wina! - Wow. To chyba pierwszy raz jak podniósł na mnie głos.
- Nie wiesz wszystkiego... - odpowiadam poirytowany.
- Wiem wystarczająco. Słyszę co rodzice mówią miedzy sobą. Co mówią o tobie. Przestań pajacowac i wróć do domu.
- Nawet gdybym chciał, a nie chce, to nie mam jak wrócić.
- Możesz przyjść albo poprosić kogoś żeby cię odwiózł.
- Nieeee. Nie wracam.
- Ktoś może po ciebie przyjechać...
- Kto? Ty? - Prychnąłem. - Daj spokój, przecież oboje wiemy, że nie masz jak przyjechać. I nawet się nie fatyguj żeby prosić rodziców bo nie wsiądę z nimi do żadnego samochodu.
- Czemu?! Zachowujesz się jak jakiś bachor, a ponoć jesteś już dorosły... Mamy już tego dość.
- Coś jeszcze chcesz powiedzieć?! Bo nie mam czasu na takie bzdury.
- Po prostu wróć do domu...
- Nie wracam. Nie dzwoń do mnie więcej.

Rozłączyłem się, wyłączyłem telefon i rzuciłem go na stolik. Znowu jestem zdenerwowany i znowu mam ochotę zapalić. Pokazuję gestem Danielowi, żeby skręcił mi kolejnego jointa, a w tym czasie rozsiadam się wygodnie na kanapie i wzrokiem zapraszam smukłą brunetkę by do mnie dołączyła.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 13, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ZANIM PÓJDZIESZOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz