Prolog

1.5K 64 2
                                    

Hej,
to chyba ostatni list, który do ciebie piszę. Właśnie siedzę w samalocie. Wracam do Atlanty z wielką nadzieją, że gdy już tam dotrę, nie usłyszę słów 'jej tu nie ma'. Chciałbym z tobą porozmawiać i osobiście złożyć w twoich dłoniach, ten ostatni skrawek papieru. Nie będę nic tu wyjaśniać. Chcę to zrobić na miejscu. Nie wiem gdzie byłaś przez ten czas i co się z tobą działo, nie wiem czy już kogoś masz. Z trudem przychodzi mi to na myśl, ale tak również może być. Musisz wiedzieć, że nie ważne jest to co było i będzie, ale zawsze będę cię kochał. Wszystko co kiedykolwiek do ciebie napisałem, swoim koślawym pismem, było prawdą. Kiedy pisałem, przelewałem w to swoje uczucia.
Dozobaczenia wkrótce. Twój Justin.

-Witamy w Altanta City, prosimy o spokojne opuszczenie samolotu. Mamy nadzieję, że przelot naszą linią lotniczą okazał się być komfortowy. -Ogłosiła przez głośnik stewardesa.

Chwyciłem w dłoń swoją torbę podręczną i wstałem. Poczekałem, aż pasażerowie z tylnich siedzeń przejdą do przodu. Nie śpieszyło mi się, wręcz błagałem by czas zatrzymał się w miejscu. Bałem się spotkać Margaret. Po tylu latach.. Jak teraz wygląda? Dlaczego wyjechała? Co robiła? Te pytania przychodziły mi na myśl. Może powinienem jutro do niej zawitać. Tak wiem. Jutro może jej tu nie być bla bla. Jeśli tu przyjechała, to napewno nie na jeden dzień.

Nim się obejżałem, zostałem w samolocie sam. Nikt normalny nie leci do innego kraju, po to by zostać w samolocie. Blondynka w firmowym uniformie, przyglądała mi się ze zdziwieniem. Przeprosiłem skinieniem głowy i wyszedłem. Bus, który przewozi ludzi z pasu startowego na lotnisko, czekał tylko na mnie. Przyśpieszyłem kroku i już po kilku chwilach znalazłem się w środku. Otrzymałem groźne spojrzenia od innych podróżnych za opuźnianie. To nie jest tak, że 'o to Justin Bieber, wielka gwiazda, możemy mu wybaczyć'. Nie, poprostu zakryłem twarz dużym kapturem i ogromnymi przeciwsłonecznymi okularami.

Po dotarciu do głównego budynku, odebrałem swój bagaż i podążyłem do wyjścia. Zatrzymałem taksówkę, wsiadłem do pojazdu, uprzednio pakując swoje rzeczy do bagażnika. Wskazałem adres domu mojej mamy i ruszyliśmy w drogę. Po kilkudziesięciu minutach znaleźliśmy się pod niewielkim domkiem jednorodzinym, za którym bardzo tęskniłem.

Podziękowałem i zapłaciłem należną kwotę taksówkarzowi. Stanąłem na ścieżce prowadzącej do wejścia i spojrzałem w górę, by się dobrze przyjżeć. Odetchnąłem głęboko i wykonałem kilka ruchów do przodu, by po chwili znaleźć się pod wielkimi machoniowymi drzwiami.

Zadzwoniłem dwa razy i czekałem na jakąkolwiek reakcję. Za skrzydłem można było usłyszeć szuranie o podłogę i dźwięk przekręcanego klucza. Zaraz po tym z progu wyłoniła się niska brunetka.
-Justin.. -Szepnęła i zakryła usta dłonią.

-Mamo.. -Rozpłakałem się jak małe dziecko i wtuliłem w jej drobne ciało.

Dopiero kiedy się uspokoiłem zaprosiła mnie do środka. Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Tak bardzo tęskniłem za nią, za swoją młodszą siostrą i moim starym pokojem. Możecie mnie wziąć za dziwaka, ale kiedy ostatni raz byłem w Atlancie, żyłem na swoim, sam z dala od ludzi. Cholernie mi tego brakowało. Chyba zawiodę moje beliebers, mała przerwa mi nie wystarczy.

Zostawiłem swoje manatki w korytarzu i pomaszerowałem za moją rodzicielką do salonu. Rozsiadłem się na kanapie, a mama krzątała się pomiędzy kuchnią, a tym pomieszczeniem szykując jakieś ciastka, jak to miała w zwyczaju. Wróciła z półmiskiem ciasteczek oreo, delicji i innych pyszności.

-Jazmyn, zejdź na dół, mamy gościa! -Krzyknęła w stronę schodów.

Zobaczyłem szatynkę średniego wzrostu, ze słuchawkami na głowie, skaczącą po schodach w rytm muzyki. Uśmiechnąłem się na ten widok. Moja mała siostrzyczka, nie jest już taka mała. Prawde mówiąc ma już 15 lat! Ten czas tak szybko leci.

-Co?! -Warknęła, zarzucając słuchawki na szyje.

-Jazmyn, może by tak grzeczniej? -Mruknąłem, ale cały czas się uśmiechałem.

-Justin! -Pisnęła i rzuciła się na mnie jak na kawałek mięsa.

-Ej, ej. Nie jesteś już taka mała i ważysz troszkę więcej. -Zepchnąłem ją z moich kolan, śmiejąc się w niebogłosy.

-Pff. -Fuknęła. -Na długo przyjechałeś? -Dodała.

-Sam nie wiem, ale nie zamierzem tak szybko was zostawić. -Zwróciłem się do obu kobiet.

Porozmawiałem z nimi. Wyjaśniłem im swoją wizytę. Powiedziałem o tym, że zapisałem się na odwyk i o moich dalszych planach, uwzględniając rozmowę z Margaret.

~~~~~~

Narazie nic ciekawego się nie dzieje.

BelieveWhere stories live. Discover now