Prolog

239 12 1
                                    

– Ludzie ciągle pragną poklasku.

Matowy męski głos wypowiedział te słowa ze stoickim spokojem. Osoba stojąca obok mogłaby uznać nawet, że ich autor jest zupełnie pozbawiony emocji. Byłoby to jednak kłamstwo. Mężczyzna spoglądał na leśny krajobraz rozpościerający się za oknem domku letniskowego. Przepełniony ptasim śpiewem las zdawał się zupełnie nieświadomy wydarzeń rozgrywających się w małej drewnianej chatce. Mężczyzna uśmiechnął się mimowolnie, gdy ta myśl przemknęła mu przez głowę.

– Jesteśmy tak naprawdę marionetkami w rękach ignorantów, nieliczących się ze zdaniem innych. Ważna jest tylko ich racja, jak to trafnie ujęto w pewnym filmie o nauczycielu. Szkoda, że wielu uważa to dzieło za komedię.

Mężczyzna zawiesił wzrok na małym kolorowym ptaku, który usiadł na werandzie i nie zważając na nic, nucił radośnie oraz donośnie swą melodię.

– Natomiast wy jesteście jak te ptaki. Pyszni, kolorowi i głośni. Nie liczycie się z opinią innych, drwicie z obyczajów mieszkańców tego kraju. Z ich wartości. Z ich historii. Śpiewacie pieśń o tolerancji, ale tak naprawdę zagłuszacie wszystkich wokoło. Uważacie się za wyrocznię.

Ptaszek nadal wesoło świergolił, nie zauważając czającego się za nim wielkiego rudego kota. Ten powoli skradał się do niczego nieświadomej ofiary, zajętej śpiewem i demonstrowaniem wszystkim kolorowego podgardla oraz piersi. Mężczyzna przyglądał się całej scenie w absolutnym milczeniu; nie kibicował żadnej ze stron.

– Ironia – mruknął w końcu, gdy kocisko szykowało się do skoku na ofiarę. – Wystarczy jeden gest, jeden czyn, aby wszystko zmienić. Odwrócić to, co zdaje się nieuniknione.

Kot skoczył, ale w ostatniej chwili ptak spostrzegł drapieżnika i cudem uniknął śmierci; w kocich pazurach pozostało jedynie kilka kolorowych piórek.

– A czasem los bywa przewrotny. Już myślisz, że złapałeś Pana Boga za nogi, a tymczasem okazuje się, że w rzeczywistości to diabeł trzyma ciebie.

Mężczyzna popatrzył na niepocieszonego rudego kocura, który spoglądał tęsknie za swą niedoszłą zdobyczą, i otworzył delikatnie okno. Zwierzę odruchowo zareagowało zainteresowaniem, a gdy usłyszało wołanie człowieka, radośnie miauknęło, następnie podeszło do wyciągniętej dłoni, odzianej w niebieską nitrylową rękawiczkę, ubrudzoną w kilku miejscach czerwonymi plamami. Mężczyzna podrapał pieszczotliwie kocura po łebku, a ten odwdzięczył się mu głośnym mruczeniem. Człowiek podszedł po coś stojącego w głębi domku i po chwili pojawił się z kawałkiem pieczonego udka kurczaka. Podał go kotu, który obwąchał uważnie smakowity kąsek, po czym capnął i uciekł z łupem.

– Czasem jednak ktoś może dopomóc losowi. Wtedy obie strony nie ponoszą strat. Przynajmniej teoretycznie. Chyba się ze mną zgodzisz?

Mężczyzna odwrócił się i spojrzał na prawie nagie, zakrwawione ciało człowieka w sile wieku, przywiązane do krzesła. Z pewnością kiedyś należało do postawnego trzydziestolatka, o zapadających w pamięć, symetrycznych rysach twarzy. Teraz jednak bardziej przypominało zmaltretowany ochłap, który z trudem łapał powietrze przez zmiażdżony nos. Usta miał zatkane kolorową szmatą, tak mocno upapraną krwią oraz wymiocinami, że ciężko było rozpoznać, czym była wcześniej. Stopy i dłonie nieszczęśnika zostały strzaskane, kolana wygięte w nienaturalny sposób, a niemal cały tors na wysokości klatki piersiowej pocięty. W lewym udzie tkwił głęboko wbity skalpel, upaprany krwią. Przerażona ofiara patrzyła ze zgrozą na swego oprawcę, który podszedł do niej i lekko przechylając głowę na bok, posłał jej ciepłe spojrzenie, niczym kochankowi.

– Jednak niezależnie od scenariusza zawsze najbardziej przejebane ma zwykły kurczak. Nieważne, jak bardzo jest kolorowy, piękny i głośny, ostatecznie trafia pod nóż i nikogo to nie obchodzi.

Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie i wyjąwszy skalpel z ciała ofiary, wrócił do przerwanego wcześniej zajęcia.

Farreter (KSIĄŻKA WYDANA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz