AKASHI SEIJURO
Kawa, papieros i stos papierów. Ten widok witał mnie co rano w moim biurze. Kiedy zgodziłem się przejąć zarządzanie w firmie ojca, nie miałem nawet czasu wybrać się na jazdę konną. Ba! Nie miałem nawet czasu zrobić kolejnego kierunku na uniwersytecie, ponieważ wymagał ode mnie szybkiego przejęcia rodzinnej spuścizny. Ciągle mi mówił jaki to jest stary i zniedołężniały. Nie dość, że zepsuł mi dzieciństwo, to sprawił, że wejście w dorosłe życie było trudniejsze niż mogło mi się wydawać. Jako, że nie potrafię przegrać, nie potrafię się poddać w czymś co robię, dzielnie przychodziłem dzień w dzień do pracy. Od miesiąca każdy dzień wyglądał niemal identycznie. Otworzenie drzwi, rzucenie torby na kanapę stojącą w rogu biura, rzucenie się na czarne, skórzane, obrotowe krzesło. Po tym zazwyczaj zarzucałem nogi na biurko i przeglądając papiery, które naniosły się przez noc, bądź też pocztę, spalałem przygotowaną wcześniej fajkę. Na tym niestety nie kończyły się moje obowiązki.
Dzisiejszego dnia miałem przeprowadzać rozmowy kwalifikacyjne na mojego asystenta. Przygotowałem więc wszystkie wysłane wcześniej cv, umieściłem je w jednej teczce. Szczerze mówiąc nawet ich nie przejrzałem. Oczekiwałem tylko na godzinę dwunastą, bo właśnie na nią sekretarka umówiła pierwszą osobę. Zegarek jednak wskazywał dopiero ósmą rano. Przejrzałem pocztę, jednak nie było tam nic ciekawego. Zrzuciłem marynarkę i wyszedłem z gabinetu, żeby sprawdzić jak mają się inne działy. Najpierw zaś podszedłem do sekretarki siedzącej w wielkim holu siedziby naszej firmy.-Proszę mnie powiadomić telefonicznie jeśli któryś z kandydatów zjawiłby się wcześniej. Na godzinę dziesiątą mam umówione spotkanie, więc ważne telefony proszę przekierowywać na mój numer prywatny - uśmiechnąłem się lekko do kobiety, a ona wszystko zapisała i przytaknęła.
Dalej skierowałem się do gabinetu osób zarządzających poszczególnymi działami firmy. Zajrzałem na dział reklamy, finansów, po czym skierowałem się do najważniejszej części w całym budynku - bufetu. Może nie było po mnie widać, ale bardzo chciałem wrócić spać. Postanowiłem wstąpić do bufetu po drugą już dzisiaj kawę oraz jakieś pyszne ciastko.
Usiadłem przy jednym ze stolików i zacząłem przeglądać wiadomości w telefonie. Na świecie działo się ostatnio zdecydowanie za dużo. Jedyne co bardziej przyciągnęło moją uwagę to wiadomość o nadchodzącym meczu dwóch dobrych amerykańskich drużyn. Było to coś na co czekałem i od dłuższego czasu miałem nawet przygotowane bilety, żeby na niego polecieć. Miałem ku temu swoje powody i nawet ojciec by mnie nie powstrzymał przed tym. Najbliższy weekend miał być moim wytchnieniem.
Minęło jakieś piętnaście minut i zacząłem pić moją kawę, ponieważ wystarczająco wystygła. Pijąc ją jak zwykle siedziałem zamyślony. Moją głowę zaprzątała teraz przyszłość moja i firmy. Jeśli chodzi o mnie to nie spotkałem jeszcze nikogo z kim bym chciał się związać. Raz była jedna dziewczyna, ale uciekła z moim byłym asystentem, oczywiście dopilnowałem, żeby oboje szybko nie znaleźli pracy. Przegryzłem ciasteczko i zerknąłem na zegarek. Dzisiaj był taki dzień, że wszystko dłużyło się niemiłosiernie.
Gdy wyszedłem z bufetu od razu udałem się na spotkanie. Ja oczywiście byłem punktualnie na miejscu, ba nawet wcześniej o jakieś dziesięć minut. Mój kontrahent jednak nie raczył się zjawić o umówionej godzinie, a jakieś piętnaście minut później. Byłem wściekły wewnętrznie.
Nie było to miłe spotkanie dla strony przeciwnej. Spowodowane było to tym, że to im zależało aby ten kontrakt podpisać, mi i firmie dużo mniej. Negocjowałem do momentu, w którym byłem pewien większego zysku niż straty, a reprezentant drugiej firmy był tak zestresowany spotkaniem oraz tak zdesperowany, że podpisał w ciemno moje warunki. Oczywiście nie byłem jakimś tyranem, aczkolwiek liczył się dla mnie zysk i mniej papierowej roboty.
CZYTASZ
Tak i nie | Kuroko no Basket
FanficKiseki no sedai oraz Kuroko i Kagami 6 lat od skończenia liceum baka1222 - autor fanartu na okładce