Siedziałem na moim pomarańczowym fotelu delektując się słodkawym i lekko zgniłym zapachem, który unosił się w pomieszczeniu. Wiedziałem że to będzie mój dzień. Wstałem i udałem się do lodówki w poszukiwaniu słodkiej przekąski, a następnie podszedłem do peryskopu. Każdy niecny plan zaczynałem od dokładnej obserwacji skrzata w pizamie. Przyłożyłem swoje oczy do lornetki. Dzisiaj był blisko, zdecydowanie za blisko a potem bliżej i bliżej. Zanim się obejrzałem wylądował na mnie, ale szybko wstał i wyprostował się.
-no, zgniłek! Obiecałem wszystkim że załatwię to raz na zawsze i już nigdy nie zagrozisz sportowości leniuchowa!
Byłem przerażony, leżałem na ziemi a on w tym swoim śmiesznym, lecz perfekcyjnie opinającym jego krztalty stroju. Potem wykonał kilka tych szybszych niż światło ruchów i byłem skuty. Podniósł mnie z ziemi szybko lecz delikatnie i rzucił na pomarańczowy, futrzasty fotel. Podszedł pewnym krokiem do szafy grającej i odpalił the neighborhood. Wszystkie ruchy, które wykonywał były za razem śmiałe i z pełną gracją. Mój oprawca nagle skręcił i udał się do sekcji przebrań.
-wiesz zgniłek, nie lubię gdy ktoś psuje porządek w moim mieście, całe szczęście teraz mamy cały dzień tylko dla siebie bo nigdzie mi się nie spieszy, hmmm a teraz co my tu mamy... Strój kominiarza, pana burmistrza, pokojówki i uuuu Stephanie!
Sportacus jednym ciosem zbił szybę kapsuły i zabrał ubrania z manekina. Wolnym krokiem podchodzil w moją stronę wymachując różową peruką, usiadl okrakiem na fotelu a następnie załączył ją na moją perfekcyjną fryzurę. Gdy rozpinał guziczki mojego żakietu czułem jego spokojny oddech na mojej klatce piersiowej. Nie wiedziałem co czuć, byłem zbyt przerażony aby stawiać opór. Niebieski drań delikatnie wsunął swoje zgrabne, umiesnione ręce pod moje spodnie i delikatnie zrzucił je na ziemię. Poczułem chłód, jednak jego ciepłe ciało ogrzewalo mnie. Sportacus obrócił mnie tyłem do siebie. Czułem teraz przyjemną teksturę fotela. Skupiłem się na dźwiękach, które słyszałem, a słyszałem jak ściąga swoje spodnie i delikatnie wklada do buzi dwa palce. Później jednak zrezygnował z tego pomysłu i wszedł we mnie z pełną gracją. Bolalo jak diabli. Na moim czole pojawiły się kropelki potu. Podczas gdy on jęczał z przyjemności ja wyłem z bólu. Słysząc to zwolnił i wtedy się załamałem. Zacząłem się miotać i czołgać w stronę wyjścia. Wtem dopadła mnie jednak jego jakże sportowa kotwiczka i wiedziałem że nie dam rady uciec. Zacząłem myśleć o innych opcjach i dostrzegłem szanse. W chwili gdy sportazbok dopadł mnie niczym swojego różowego rumaka ja podwiesiłem się do peryskopu i ujrzałem moja ostatnią nadzieję. Ziggy i stingy szli w kołowrotek na gałęzi drzewa. Znałem ten konar bardzo dobrze gdyż używałem go do swoich obserwacji i wiedziałem że nie utrzyma on dwóch osób dłużej niż chwilkę. Myślałem że pęknę od środka jednak niedługo później kryształ elfa się odezwał. Szepnął on szybkie kurwa, naciągnął spodnie, wykonał kilka sportowych salt i ruszył na ratunek. Oglądałem przez soczewkę całe zajście, jak rzuca się on aby uratować chłopców, a oni wyraźnie nie zadowoleni intruzem rzucają się na niego. Stingy zwinnym ruchem szarpnął za wąsik sportacusa, który oderwał się praktycznie bez oporu. Pidżamers osunął się na kolana, a z miejsc gdzie kiedyś wyrastał jego mustache pociekły dwie stróżki krwi. Nie mogłem znieść tego widoku, poczułem niesamowitą pustkę i żal. Wszystko w jednej chwili stało się takie czarno białe.. Pobiegłem w stronę mojego porywacza i praktycznie wyjebałem się prosto na niego, udało mi się złożyć pocałunek na jego ustach zanim wyzionął ostatni dech.
CZYTASZ
Przygoda Na Fotelu (sportacus X Robby) (one-shot)
FanfictionCzuje wyrzuty sumienia że to napisałam (smut)