Rozdział 16

19 3 0
                                    

Nie mogłam w to uwierzyć. Siłą zmusili mnie do opuszczenia miasta i pojechania na wieś jakieś sto kilometrów od nich. Na wyjeździe z miasta stanęło kilka motorów, robiąc swoje własne przedstawienie. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc chłopaków z gangu, a na środku Sebastiana. Był dla mnie jak przyjaciel i tylko mu napisałam o decyzji rodziców. Dość szybko skołował kilka ludzi, którzy zrobili ten piękny hałas przy naszym samochodzie. Sebastian odmachał mi, a po chwili zauważyłam wśród nich Marka. Z tego względu, że zabarykadowali drogę, postanowiłam wysiąść do niego. Niestety, mój tata zablokował drzwi. Nie pozwolił mi wysiąść i w końcu skończyliśmy rozmowę na awanturze. Siedziałam wściekła na tyłach, a gdy już ruszyliśmy, zaczęłam słuchać muzyki. Przez całą drogę rozmyślałam o mnie, o Bingo, o Marku i jego grupie, jaką przewodził. Po półtora godzinie mój opiekun stwierdził, że już dojeżdżamy. Nigdy tutaj nie byłam i żałowałam, że rodzice mnie tutaj usadzili. Nie znałam dosłownie nikogo, z kim mogłabym się spotkać bądź wyjść ze środka domu. Postanowiłam siedzieć całymi dniami w domu i nie wychylać się nawet na chwilę ze swojego tymczasowego pokoju. Nagle mój ojciec zaparkował samochód przed jakąś posesją. Dom był zadbany, po podwórku biegał duży pies, który sięgał mi na pewno do kolana, a przy płocie były niesamowite i piękne kwiaty. Zdziwił mnie ten widok, bo tata mówił na początku wraz z mamą, że będę im pomagać. Wyszłam ze środka i wzięłam głęboki wdech. 

— Azor, spokój! — krzyknęła nagle jakaś kobieta.

Przed dom wyszła starsza osoba ze ścierką w ręku. Pies od razu przestał ujadać i usiadł pod budą, bacznie na nas spoglądając. 

— Synek! — powiedziała radośnie, schodząc ze stopni i podchodząc do nas. 

Wpuściła nas na działkę i przytuliła ojca. Pies, którego nazwała Azor, podbiegł od razu do mnie i zaczął mnie wąchać. Kucnęłam do niego i go pogłaskałam. Miał czarną sierść, jednak biały tak zwany krawacik. 

— A to moja córka, nie zdążyłaś poznać, mamo — usłyszałam głos taty i się podniosłam. 

Spojrzałam starszej kobiecie w oczy. Miała takie same jak mój opiekun i te same kości policzkowe. 

— Zuzanna — powiedziała w namyśle. 

Wzruszyłam ramionami. Nienawidziłam pełnego imienia, jednak nie sądziłam, że ona to zrozumie. 

— Na polu jest dziadek, jednak wraca za jakieś dwie godziny — poinformowała. 

Wywróciłam oczami i westchnęłam.

— Dziecko — upomniał mnie ojciec. 

— No co? To wy każecie mi tutaj spędzać całe dwa miesiące! — krzyknęłam. 

Wiedziałam, że puściły mi już nerwy. Nie rozumiałam, jak mogą zostawiać mnie u obcych ludzi i nie mieć żadnych wyrzutów sumienia. Gdybym wiedziała, gdzie mam swój pokój, trzasnęłabym wszystkimi drzwiami po drodze. Zacisnęłam zęby i zamknęłam oczy, próbując się uspokoić. 

— Jeśli chcesz, zaraz dam ci robotę na uspokojenie — odezwała się starsza kobieta. 

Zgromiłam ją wzrokiem. Widziałam, jak tata wyciąga z bagażnika moją walizkę i wsiada do środka. Podbiegłam do niego i próbowałam otworzyć drzwi. Niestety, znów zablokował mi tą możliwość. 

— Tato! — krzyknęłam. 

On jednak pokręcił tylko głową. Po chwili wzbił się za nim tuman kurzu, a ja patrzyłam na odjeżdżający samochód ze łzami w oczach. Był moim ostatnim ratunkiem. Wątpiłam, że na tym zadupiu były jeżdżące autobusy.

— Dziecko, chodź do środka — odezwała się nagle moja towarzyszka. 

Nie miałam innego wyboru, jak wykonać jej polecenie. Złapałam za rączkę od walizki i pociągnęłam ją za sobą. Kazała mi zamknąć bramę za sobą, więc to wykonałam. Po raz drugi za czyimś rozkazem. Azor patrzył się na mnie ze swojego miejsca. 

— Będę mogła z nim spacerować? — zapytałam bez namysłu. 

— Jeśli zasłużysz — odparła. 

Poszłam za nią dalej. Był to mały dom. Mała kuchnia, mały salon. Pokazała mi schody na górę i poinstruowała, który pokój należy do mnie. Wciągnęłam na pierwsze piętro walizkę i otworzyłam drzwi po lewej stronie. Choć dół nie wygląda zadowalająco, pokój był większy od kuchni. Pod oknem stało dość spore łóżko, na którym wyspałoby się przynajmniej dwójka ludzi. Naprzeciwko była szafa sporych rozmiarów, a obok małe lusterko, które wisiało na ścianie. Nigdzie nie mogłam znaleźć toaletki, ale w zamian miałam fotel i półkę z różnymi książkami. Czułam, że to nie są moje klimaty. Okno wychodziło na ulicę, jednak nie sądziłam, że w ciągu godziny zobaczę chociaż dwa przejeżdżające auta. Znajdowałam się na końcu wioski, na której miałam spędzić teraz równe dwa miesiące. Coraz częściej nienawidziłam swoich rodziców, jednak pozbywając się mnie, bardzo przesadzili. Zrezygnowała rozpakowałam rzeczy z walizki, których wcale nie było zbyt dużo. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi, co mnie tak zaskoczyło, że się nie odezwałam. Drzwi się uchyliły i do środka wsadziła głowę babcia. 

— Musimy ustalić zasady, dlatego bądź obecna na kolacji, proszę — powiedziała. 

Pokiwałam tylko głową, nadal zamyślona. Miałam wrażenie, że starsze małżeństwo miało więcej kultury niż moi rodzice. Pomimo tego, że mieszkali na wsi. Po godzinie składania ubrań i chowania wszystko na swoje miejsce usłyszałam wołanie babci, bym zeszła na dół. Wywróciłam tylko oczami i zeszłam. Po raz trzeci tego dnia wykonałam jej polecenie i czułam się z tym aż dziwnie. 

— Pomożesz mi przy kolacji, byłam już po warzywa, tylko umyj je — odparła. 

Zrobiłam, jak kazała, a po chwili kroiłam jej małe pomidorki. Starsza kobieta nie puściła żadnej muzyki w trakcie przygotowania, przez co czułam się jeszcze dziwniej. Mama najczęściej puszczała jakąś melodię, by lepiej się gotowało. Były weselsze, gdy pogodziła się z tatą. 

— Jutro ci dziadek wszystko pokaże co i jak oraz skąd brać warzywa — podsumowała. 

Pokiwałam tylko głową. Czułam, że nie miałam dzisiaj siły na robienie tego, co chciałam. Po głowie nadal chodził mi Marek. Jednak to, co zrobili na wyjeździe z miasta. Rozejrzałam się po kuchni w poszukiwaniu telefonu. 

— Mamy go, jednak jest przed tobą ukryty, więc nie szukaj na damo telefonu, moja droga — usłyszałam. 

Miałam wrażenie, że ta kobieta przeczytała mi myśli. Po chwili usłyszeliśmy otwierane drzwi od wyjścia i ciężki głos jakiegoś mężczyzny. 

— O, dziadek wrócił — zwróciła się do mnie kobieta i wyszła z kuchni. 

Widziałam w drzwiach, jak go delikatnie całuje i informuje o moim przybyciu. Nagle spojrzał na mnie, a ja spuściłam głowę. Czułam się dziwnie z tym, że wiedzieli, że widziałam ich czułe przywitanie. 

— Zuza, witaj — powiedział. 

— Dzień dobry — odezwałam się. 

Po chwili poszedł do salonu, a babcia wróciła do kuchni. Złapała trzy talerze, a mi kazała wziąć sałatkę. Zabrałam ją ze sobą, a w salonie postawiłam na rodzinny stół jadalny. Cała nasza trójka usiadła przy nim i nałożyła swoją porcję na talerze. Przez chwilę każde z nas jadło w ciszy. Jednak tak, jak zapowiedziała kobieta, długo to nie trwało.

— Pierwsza zasada: kultura osobista. Druga zasada: zero przekleństw. Trzecia zasada: pomoc przy sprzątaniu, praniu gotowaniu. A czwarta i najważniejsza: pomoc dziadkowi przy zwierzętach i polu — wymieniała babcia. 

Słuchałam jej zaskoczona. Nie wiedziałam, że byli tak surowi. Już wtedy miałam wrażenie, że będą to najgorsze wakacje w moim życiu. Jednak nikt nie przewidział, że będzie zupełnie odwrotnie. 










Zmiana Z MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz