"Witaj mamo! Piszę do ciebie list, chociaż wiem, że i tak go nie odczytasz, ale w taki sposób radzę sobie z twoim odejściem. Piszę go patrząc na Twoje jedyne zdjęcie jakie mi zostało. Siedzisz na krześle w kuchni, twoje blond loki są splątane w niedbałego koka, a Twoje usta są roześmiane, zaś w lewej ręce trzymasz papierosa. Patrząc na to zdjęcie czuję jak nie jestem sam, czuję jakbyś była tutaj ze mną. Dzisiaj rano znowu się obudziłem z uśmiechem, wiedząc że ty będziesz czekała, ale uderzyła we mnie fala rozpaczy i bólu, kiedy zastałem pusty sześcioosobowy stół, na którym zawsze były twoje ulubione żąkile, wtedy już pomyślałem, iż codziennie będę przynosił Ci jednego kwiatka i uśmiech. Mimo, że zostałem całkiem sam, to nie czuję tej samotności, ponieważ wiem że czuwasz nade mną z moim rodzeństwem. Żałuję, że nigdy nie dowiesz się jak bardzo za Tobą tęsknię. Przeklinam dzień, w którym oni cię zabrali, ponieważ to powinienem być ja. Będę żył dla ciebie, dla najmilszego wspomnienia w mojej głowie, czyli twojego uśmiechu z rana Na zawsze, Twój Marek Kruszel. "Westchnąłem wydmuchuhąc ostatni dym, który pozostał mi w płucach, rzucając pozostałość fajki na ziemię i przygniotłem go porwanym butem. Brakowało pieniędzy na jedzenie, więc ostatnim moim zmartwieniem były buty i to jak w nich wyglądam. Podniosłem wzrok na grób mamy. Biały drewniany krzyż, pomalowany bardzo niedokładnie, ponieważ ukradłem farbę z fabryki, w której pracuję. Dwadzieścia jeden kwiatków leży sobie na środku górki piachu, niektóre już zwiędły, co nie wygląda już dobrze, ale kolejne dodają uroku. Przychodzę tutaj od trzech tygodni, codziennie z rana przed pracą, zupełnie jak teraz. 22 lutego - dzień szczególny...dzisiaj są jej urodziny. Pamiętam, jak mówiła mi abym na jej urodziny napisał list, bo nigdy nie potrafiłem tego robić, a ona jako nauczycielka polskiego wymagała tego ode mnie.
-To dla ciebie. - szepnąłem, wyciągając starannie list z mojego płaszcza, który teoretycznie miał dawać ciepło, a czułem jakby było wręcz przeciwnie. Drżącymi rękoma od zimna, które były całe czerwone położyłem kopertę z listem za choinkę koło krzyża.- Wszystkiego najlepszego, najpiękniejsza kobieto z którą miałem doczynienia.
Odgarnąłem swój rękaw od beżowego płaszczu i zobaczyłem na małym zegarku godzinę czwartą nad ranem. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę metalowej bramy z napisem "Friedhof", co właśnie oznaczało cmentarz. Miał to do siebie, że w głównej mierze chowali tutaj Niemców, aczkolwiek jeżeli miało się różne kontakty, jak ja, to i Polaków się chowało godnie. Był ogromny i straszny, gdy byłem młodszy, wiele słyszałem plotek na temat przerażających zjawach, które nie mogą zaznać spokoju i utknęły, by dokończyć swoje ziemskie sprawy. Miasto wczesnym rankiem było dość przerażające. Ciemność, która pochłaniała całe moje ciało, okrutna zima, która dawała o sobie znać i coraz ciężej stawiało mi się kroki, dziękowałem Bogu że moje miejsce pracy jest nieopodal cmentarza. Kiedyś opowiadałem kawały o tym, że daleko nie będę musiał się przenosić jak któryś z niemieckich gnid da mi kulką w głowę. Sytuacja w kraju była coraz bardziej gorsza. Zwłoki leżące na ulicy stały się codziennością, praktycznie już każdy się przyzwyczaił, ale nigdy nie przyzwyczai się do jednej jedynej rzeczy. Widok jak bliscy tego zmarłego klęczą nad nim, krzycząc w niebo do Boga. Serce wtedy rozrywało się na pół widząc gorycz, i nienawiść rosnącą z każdą sekundą do rasy 'panów'. Tacy z nich panowie, że każdy ma ochotę im gardła poderżnąć, i mają ochotę zrobić kolejny napad na tą bandę szuj. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, wchodząc do zakładu i czując choć odrobię ciepła. Nie była to temperatura na tyle zadowalająca by wpełni poczuć wymarzone ciepło, ale i tak miałem więcej szczęścia niż inni.
Pracowałem w fabryce, która dość śmiesznie się nazywała "Töpfe für Gläser" - Garnki dla Szklanki. Gläser jest naszym szefem. Jest to mężczyzna po pięćdziesiątce, ze złotą laską. Jego rysy twarzy są tak delikatne, i tak dobre, iż można pomyśleć, że to anioł. Starannie ułożone, siwe włosy, które sprawiają, iż i tak wygląda dobrze, szare oczy, które pod wpływem uśmiechu zamieniały się w inny kolor. Pozory mylą. To chodzący diabeł! Szatan w stroju staruszka, który poddał się na tyle ideologi nazizmu, że zatracił zdrowy rozsądek i własne zdanie. Tydzień temu na naszych oczach poderżnął młodemu chłopakowi gardło. Za co? Za to, że postawił krzywo garnek.-Guten Tag.- mruknąłem dostatecznie głośno by nie dostać przypadkiem w twarz za zniewagę. Mężczyzna spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem i machnął ręką w stronę magazynu z garnkami. Moim zadaniem właśnie było staranne układanie garnków, oraz do paczek i wysyłanie ich do Rzeszy. Ostatnio robiłem za dwóch, ponieważ już drugą osobę zabił na moich oczach za 'krzywe sprawowanie'.
-Guten Tag. - warknął.- Dzisiaj mam dla ciebie złą wiadomość, ale to dobrze bo cierpienie czyjeś jest dla mnie czymś cudownym. Pozbyłem się mojej sekretarki, więc na dzisiaj ty się zajmiesz tymi sprawami, musisz zadzwonić między innymi do Berlina i upewnić się kiedy przyjedzie do nas nowy oficer Lukas von Wagner w sprawie nowych garnków do willi w Warszawie, a druga sprawa na stanowisko gdzie pracowałeś znalazłem dwie dziewczyny. Pokaż im co i jak, chyba że chcesz żeby zdechły. Dzisiaj daje życie w twoje ręce, rozumiesz? A oto one.
Moim szarawym jak dym oczom ukazały się dwie małe blondynki. Jedna była strasznie urocza, może miała z czternaście lat. Próbowała grać pewną siebie i odważną ale nie wychodziło jej to przez co była strasznie słodka. Przeniosłem wzrok na drugą dziewczynę, była już znacznie bardziej kobieca, jej kształty ciała i rysy były piękne. Niebieskie oczy, które wbijała we mnie powodowały to, że tonąłem w jej uroku. Długie proste włosy do pasa dodawały jej wyglądu księżniczki, która tylko domaga się adorowania przez mężczyzn.
-Jedno słowo bądź czyn nie po mojej myśli, to będziesz razem z nimi jadł piach, rozumiesz? - szepnął odchodząc z papierami Gläser.
Zapowiada się ciekawy dzień.
CZYTASZ
Tam, gdzie gwiazdy gasną || KxK
FanfictionRok 1942, Polska Do szeregów niemieckich wkracza nowy oficer Lukas von Wagner. Doskonale zna język polski, więc przyjaciele nazywają go 'Wawrzyn'. Jest on nadludzko okrutnym człowiekiem i śmiertelnie niebezpiecznym, dlatego nie bez powodu znajduje...