Prolog

231 11 2
                                    

— Witajcie drodzy studenci drugiego roku logopedii. Jak mogliście usłyszeć na inauguracji roku akademickiego, ten semestr nie będzie należał do najłatwiejszych, ale za to do bardzo przyjemnych — zaczęła profesor Dobosz — Radwańska. ­— Czeka was wiele ciężkiej i solidnej pracy oraz samozaparcia. Mam jednak nadzieję, że tacy zdolni i młodzi ludzie, jak państwo, stawicie czoła przeciwnościom losu oraz dacie z siebie wszystko...

Rozejrzałam się wokoło i zwróciłam uwagę na resztę studentów. Większość z nich siedziała w pozycji półleżącej, opierając swoje głowy na ramionach oraz podpierając się o studenckie stoliki wykładowe. Głos pani profesor zdawał się dochodzić gdzieś jakby zza mgły, a ja myślami odleciałam zdecydowanie za daleko. Zaczęłam zastanawiać się, czy na pewno nadaję się na te studia, czy poradzę sobie w przyszłej pracy, ale także jak odbiorą mnie w niej inni. Chciałam znaleźć w końcu stabilizację w swoim życiu i choć jednej rzeczy być pewna, gdyż dotychczas wszystko toczyło się zbyt chaotycznie: problemy szkolne w liceum, wybieranie przedmiotów maturalnych, aż w końcu sama matura. Od czasów gimnazjum byłam w stu procentach przekonana, że logopedia jest dla mnie idealnym kierunkiem studiów, jednak przed ostatecznym wyborem pojawiło się sporo wątpliwości. Na szczęście mogłam liczyć w tym czasie na swoich bliskich, którzy dali mi porządną motywację do działania i przekonali mnie, abym nie rezygnowała z pierwszego wyboru przyszłej ścieżki kariery.

— Dziękuję bardzo państwu za uwagę. Życzę miłego dnia, korzystajcie z ostatniego dnia wolności. — nagle dotarły do mnie słowa kończące wywód profesorki. — Pamiętajcie o tym, aby zorientować się, gdzie możecie odbyć studenckie praktyki! Do widzenia!

— Że co?! Jakie praktyki? — krzyknęłam do Natalii, która właśnie pakowała swój notes do torby.

— Widzę, że nie tylko ja przysnęłam na jej monologu — odpowiedziała, śmiejąc się. — Julka, może ty wiesz o jakie praktyki chodzi? — zwróciła się do dziewczyny siedzącej przed nami.

— Rozumiem, że wykład nie był zbyt interesujący, ale choć raz mogłyście zwrócić uwagę na takie istotne informacje. Na najbliższe dwa semestry przypada nam sto osiemdziesiąt godzin praktyk o charakterze pedagogiczno-psychologicznym — widząc naszą zszokowaną minę kontynuowała. ­— Liczba ta została zwiększona przez ministerstwo, więc nie ma co strzelać fochów na wykładowców. Wracając jednak do tematu, musimy je odbyć w ciągu całego roku akademickiego, prowadzić dokładną dokumentację, napisać konspekty z przeprowadzonych zajęć. Czas na znalezienie placówki, która przyjmie nas na praktyki wynosi dwa tygodnie, także radziłabym wam się ogarnąć i zacząć czegoś szukać. — powiedziała stanowczo i wyminęła nas szerokim łukiem po skończeniu swego monologu.

Spojrzałam na Natalię z uniesioną brwią z niedowierzenia. Dwa tygodnie? Przecież to strasznie mało czasu zwłaszcza, że właśnie rozpoczął się rok akademicki i powinniśmy skupić się na nauce do egzaminów. Słynęłam z tego, że jestem totalną panikarą, stąd nagle poczułam przyspieszone tętno oraz lekkie drżenie dłoni. Nie potrafiłam sobie wyobrazić w tamtym momencie, w jaki sposób miałabym znaleźć placówkę, która przyjmie mnie na praktyki od tak. Nie miałam żadnych znajomości, tak zwanych „pleców", rodzice nie byli z wykształcenia pedagogami, a ja z moją znikomą wiedzą, nawet nie miałam czym pochwalić się podczas rzekomej rozmowy z dyrektorem wybranej placówki. Miałam w głowie totalny mętlik.

Wyszłam z uczelni i szłam przed siebie ze spuszczoną głową. Wiedziałam, że sytuacja do łatwych nie należy, jednak jako dwudziestolatka powinnam była sobie z nią jakoś poradzić. Niestety, w moim przypadku nie było to takie proste. Musiałam w końcu wziąć się w garść i przestać się nad sobą użalać, dlatego w drodze do mieszkania sporządziłam dość długą listę placówek oświatowych — poradni, szkół oraz przedszkoli — aby po powrocie zająć się wykonywaniem telefonów do ich dyrektorów.

Było jeszcze dość wcześnie, dlatego postanowiłam najpierw zrobić jakiś obiad. W tym celu otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam składniki potrzebne do przygotowania jednego z najprostszych dań na miarę studenckich możliwości i funduszy, mianowicie spaghetti bolognese. Gdy miałam się już zabierać za gotowanie zauważyłam, że brakuje mi makaronu. Na szczęście całkiem niedawno na naszym osiedlu wybudowali malutki sklepik z najpotrzebniejszymi rzeczami, który najbardziej przydaje się zapominalskim i roztrzepanym osobom, robiącym wszystko na ostatnią chwilę. Do takich osób należę właśnie ja.

Zabrałam portfel i zarzuciłam na siebie szary, długi płaszcz z domieszką wełny. Szybko wsunęłam buty, zamknęłam drzwi i pobiegłam do sklepu. Oceniłam orientacyjnie, że jeśli przeskoczę dwa stopnie, zdążę wejść przed młodą kobietą średniego wzrostu. Myliłam się. Zaraz po moich kaskaderskich wyczynach zaliczyłam spektakularny upadek przed samymi drzwiami wejściowymi, a owa kobieta już pochylała się nade mną, wyciągając dłoń...

________________________________________________________________________________

Witajcie kochani!

Zapraszam was do czytania, a także pozostawienia śladu po sobie pod moim pierwszym opowiadaniem. Każde Wasze uwagi będę brać głęboko do serca, także proszę się nie krępować i nie przebierać w słowach. Pozostaje mi życzyć miłego czytania :)

Logopedyczna

PraktykantkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz