Długo to trwało, zanim się na to zdecydowałem. Naprawdę. Wieki mi zajęło pisanie tego. Co prawda jeden list już do Ciebie napisałem, ale go spaliłem nad zlewem w kuchni. Podobno tak się pozbywa bolesnych wspomnień. Nie jestem pewien czy zadziałało.
Tamten tekst był długi na kilka stron i naprawdę pełen emocji. Wylewały się z niego w tak intensywny sposób, że gdyby ktoś go przeczytał, rozpłakałby się. Ale szczerze? Nie pamiętam, co tam właściwie napisałem.
Cierpiałem dość trochę czasu. Kilka miesięcy, choć dopiero kilka minęło. I tak właściwie to nie ma znaczenia, że odzyskałem przyjaciół, których w pewnym sensie przez Ciebie straciłem; to że poznałem kogoś nowego, z kim kontakt miałem zabroniony- przez Ciebie- kto nauczył mnie, że można żyć normalnie i szczęśliwie... To nic nie miało znaczenia, ponieważ to Ty byłeś moim przyjacielem, chyba najlepszym. I to Ty byłeś w mojej głowie każdego dnia i każdej nocy, płacząc w poduszkę.
Tak... Płakałem. Bo nie sądziłem, że to tak się skończy, że w tak okrutny sposób mnie porzucisz i z przyjaźni nie zostanie nic. Byłeś dla mnie ważny, bardzo ważny. Nie przeszkadzało mi to, gdy napisałeś, że jesteś mną zauroczony. Gdy pisałeś rzeczy, przez które czułem się niekomfortowo. Pozwalałem na to, choć od początku zaznaczałem, że nie interesują mnie mężczyźni, nie w ten sposób. Ale przyznaję, teraz po kilkunastu tygodniach... Zablokowało mnie to troszkę. Ale siedziałem cicho, bo... Bo nie chciałem Cię stracić.
Ale Ciebie zabrało z dnia na dzień. Żałowałeś tej decyzji choć ułamek sekundy? Przecież obiecywałeś, że mnie nie zostawisz, a jednak nagle Cię zabrakło.
Ale lubiłeś rzucać słowa na wiatr. Dla Ciebie słowa nie znaczyły kompletnie nic. A ja traktowałem Ciebie i te słowa poważnie. Czy cokolwiek w naszej znajomości, "przyjaźni" było prawdziwe?
W tej chwili chcę jedynie wyjaśnień. I nic więcej. Dlaczego nagle wszędzie mnie zablokowałeś i nie powiedziałeś słowa? Wiem, że to było w trakcie kłótni, ale...
Żałowałeś tego choć raz?
A tęsknota? Tęsknisz czasem? No wiesz, za mną, za tym co mieliśmy. Za Tobą i mną przeciwko światu. Ja już chyba nie. Ale długo tęskniłem.
Wiem, że mnie okłamywałeś. Prosta sprawa, choć nie do końca moja. Kiedyś opowiadałeś mi o swoim byłym. Zranił Cię i chciałeś go wykasować z życia, w momencie, gdy napisał do mnie, miałeś wielki problem o to. Twierdziłeś, że nie macie kontaktu żadnego, ale... Jakim cudem teraz jest tak aktywny? Był już po kilku dniach od zablokowania. Bo szybko mnie odblokowałeś na jednym portalu. Tylko ja wtedy zablokowałem, żeby mieć kontrolę sytuacji. Żebyś nie mógł się ze mną skontaktować, gdyby Ci się odwidziało... Wtedy nie byłem gotowy. Nadal nie jestem. Ale nie o tym teraz. Bo przecież nie miałeś z nim kontaktu. A jednak był dziwnie aktywny... Czy to on Cię do tego popchnął? Czy to dlatego, że nie odwzajemniałem Twoich uczuć?
Wiesz co jeszcze wiem? Że kilka dni po odejściu ode mnie, miałeś nowego "przyjaciela". Ale się chwaliłeś, jaki jest super. To trwało już pewnie w trakcie naszej pseudo toksycznej przyjaźni. Nie odszedłbyś bez powodu. Nie wierzę w to. Nie po tylu zarwanych nocach i rozmowach przez telefon. Ale odszedłeś, a ja nie wiem czemu. Twój były Ci kazał? Może nowy przyjaciel? Ale gdzie on właściwie jest teraz?
Oczywiście, co jakiś czas odblokowuję Cię i sprawdzam co u Ciebie. Bo nadal się martwię i troszczę, no bo halo, byłeś moim przyjacielem. Czułem się kimś, będąc tak naprawdę nikim. Więc sprawdzam jak się masz. I wiem, że znowu jesteś sam, że znowu Cię porzucono, a może to znowu TY porzuciłeś? Jak to właściwie z Tobą jest, co?
Ale nieważne.
Ja nie jestem wcale lepszy. Bo wiesz, pamiętasz sytuację z początku naszej znajomości? Napisał do mnie ktoś, kto bardzo chciał mnie poznać i się zaprzyjaźnić... Ale mi zabroniłeś. No więc, dzień po Twoim odejściu, napisałem do niego. I cholera, wreszcie mnie ktoś nie niszczy. Wreszcie jestem szczęśliwy! I może nie pokazuję całego siebie, bo boję się podobnej sytuacji co z Tobą, ale powoli się otwieram i... ufam mu. Tak, zaufałem na nowo, po wszystkim co mi zrobiłeś. I nie żałuję, bo w końcu wierzę w siebie i... to nie dzięki Tobie. To on pomógł mi odbudować wiarę i to dzięki niemu stanąłem na nogi. A Ty możesz pocałować mnie w du... Nie. Przepraszam. Miałem być miły.
Wracając do tematu. Zniszczyłeś mnie i sprowadzałeś na dno. Ale ja wstałem i idę dalej, z głową u góry, jakbym był Panem Świata. Żyję pełnią życia! Bo tylko dlatego, że płonie, nie oznacza, że umrzesz!
Trochę się zbyt bardzo rozentuzjazmowałem. Wracając do tego, co chciałem...
Życzę Ci jak najlepiej. Mimo wszystko. Bo to nieprawda, to co napisałeś w swoim profilu. Nie wierzę w to, znam Cię. Nie jesteś taki.
Nie wykorzystujesz i nie porzucasz do cholery, nie! Musiałeś mieć przecież powód. Ale nie miałeś, bo jesteś po prostu egoistą. Chronisz siebie, nie innych. Może to dobrze, gdyby nie to, że sam przy tym cierpisz. Kiedyś mi powiedziałeś coś, a ja Cię wyśmiałem...
"Odejdę, jeśli zrozumiem, że za bardzo Cię zniszczyłem. Jeśli kiedykolwiek odejdę, zrobię to dla Ciebie."
Tak było? Czy to też kłamstwo...
Ej właśnie! Niedawno miałeś urodziny, pamiętałem. Nie mogłem złożyć Ci życzeń osobiście, bo zbyt bałem się, że wtedy wrócisz i na nowo zniszczysz mi życie. Ale zrobiłem to. Napisałem pewien post... Może go widziałeś? W końcu ciągle mnie obserwujesz. Więc tak. To było o Tobie.
A wiesz co było kilka dni przed Twoimi urodzinami? "Miesięcznica" od Twojego zniknięcia.
I wiesz, ogólnie, to nie znaliśmy się jakoś długo, ale bardzo dobrze. Ogólnie to minęło już trochę czasu, ale to wciąż nie jest łatwe.
No bo wiesz, trochę to wszystko trwało. Unikałem tego tematu, gdy ktoś pytał, a martwili się o mnie. Zaprzeczałem i wypierałem wszystko o Tobie. Bo nie chciałem pamiętać. Oh Boże, gdybyś wiedział ile razy błagałem Boga o zabranie mi wspomnień... Szkoda że nie posłuchał. A może dobrze..? Wyparłem, że mnie zostawiłeś, bo... (kurwa!) to nie mógł być koniec! Nie!
Bo Ty tak szybko ruszyłeś dalej... Jakby te kilka miesięcy nic nie znaczyło, jakbym był nikim ważnym, podczas gdy Ty byłeś moim NAJLEPSZYM przyjacielem.
To boli.
I doskonale wiesz, że to boli, bo też to czułeś. A może czujesz nadal? Bo wiem, że Cię to ruszyło, nie jesteś ze stali. Mam nadzieję, że kiedyś się jednak spotkamy. Może nie tak, jak planowaliśmy, ale wiesz. Mimo wszystko. I że będziesz wtedy już na tyle dojrzały, żeby to wyjaśnić. Bo zasłużyłem na to. Po tym wszystkim, zasłużyłem na poznanie prawdy.
Wiesz, gdy wracałem z pracy, chciałem zadzwonić. No bo to była nasza rutyna! Brakuje mi tego trochę. Często też wpatrywałem się w telefon, jak siedziałem w domu. Czekałem, aż zobaczę Twoje imię na wyświetlaczu, ale to nie nadchodziło. I nadejść nie miało. Masz w ogóle jeszcze mój numer?
Ale... Gdybyś teraz zadzwonił, nie wiedziałbym, co mam Ci powiedzieć. Bo już trochę za późno...
Znam Cię. Jesteś taki właśnie. Zawsze gdy coś nie szło po Twojej myśli, wyładowywałeś się na mnie. A ja Ci pozwalałem, bo przecież tak powinno być, nie? Nie...
Potrzebowałeś, abym Ciebie i to... wszystko naprawił. I oczywiście, robiłem to. Robiłem to do czasu, bo gdy odszedłeś, zabrakło mi powodu. I nawet gdybyś teraz wrócił... Ten powód się nie znajdzie.
A gdy poprosisz o to z powrotem... Skąd znajdziesz odwagę? Po tylu miesiącach... Powiesz coś, że tęsknisz za tym co mieliśmy. Ale wiesz, nie obchodzi mnie to, jak bardzo cierpisz, bo...
To Ty złamałeś mnie pierwszy.
Pamiętasz? Kilka dni po naszym poznaniu. Nie mam pojęcia, co Ci wtedy odbiło. Zacząłeś się na mnie wydzierać, obrażać... Kazałeś spadać. A potem przeprosiłeś.
I tak przez pół roku xD
Nie twierdzę, że jestem bez winy. Bo przecież nie jestem święty, mam swoje za uszami.
Jak myślisz... Co by się stało, gdybyś teraz się odezwał? Co myślisz, że się stanie?
Nie pozwolę na to.
Wiem, że w końcu zdobędziesz się na odwagę, znajdziesz sposób, by wrócić. I możesz błagać, żeby to wróciło, bo tęsknisz. Znajdziesz jakąś drogę, jak do mnie dotrzeć. Jak zawsze. Ale to nie będzie miało znaczenia. Oczywiście, porozmawiamy. Wyjaśnisz wszystko, ja wybaczę. I to będzie koniec. Nasze drogi się rozejdą na zawsze. Nieważne, czy żałujesz. Wybrałeś i odszedłeś. Masz to na własne życzenie, czyż nie. To skończone. Nie pozwolę Ci wrócić.
I nieważne, nie obchodzi mnie, jak bardzo Cię to boli.
Bo to ty złamałeś mnie pierwszy.
CZYTASZ
You Broke Me First- List
FanfictionNa podstawie piosenki "You Broke Me First" Tate McRae i pewnej toksycznej, ale ważnej znajomości w moim życiu.