Malfred///
Kiedy ta myśl przeszła mi przez głowę, zerwałem się do biegu, ciągnąc za sobą zdezorientowaną, ale na szczęście nie stawiającą oporu, Karoline. Szybko otworzyłem pancerne drzwi z weneckiego lustra, modląc się w duchu, żeby dziewczyny nie odkryły otwartych drzwi. Przeklnąłem na wolno otwierające się drzwi i pomknąłem dalej korytarzem, do pokoju numer sześć. Wpadłem do niego jak burza, szukając dziewczyn w każdym możliwym kącie.
Jezu, jakim ja jestem idiotą, oczywiście że ich tu nie ma, nie są głupie. Kurwa mać.
-Karoline schowaj sie gdzieś w bezpiecznym miejscu, nie możesz tutaj być, one podobno sa niebezpieczne.- wypchnąłem zdezorientwana dziewczynę za drzwi, w strone korytarza, a sam zacząłem się dobierać do kamery, ukrytej w rogu pokoju.
Nie mogłem tego schrzanić. Musiałem je znaleść.
Karoline///
Zostałem brutalnie wypchnięta z pokoju, przez zdenerwowanego malfreda. Normalnie otworzyłabym te drzwi z hukiem i powiedziała mu co myślę o takim zachowaniu, ale wyczułam w jego zachowaniu, że to nie błacha sprawa, i naprawdę się martwi. Westchnęłam, i zaczęłam poszukiwanie swojej kryjówki. Skręciłam w lewo, ale kiedy usłyszałam niedaleko krzyk, uznałam że to nie będzie dobry pomysł i zawróciłam. Martwiło mnie zdenerwowanie na jego twarzy, utrzymujące się od dzisiejszego ranka, z każdą chwilą nie malejąc a wzrastając. Nie zazdrościłam mu tej sytuacji, która praktycznie rzecz biorąc, była bez wyjścia. Nie mógł odmówić Martinowi, bo dla jego chrzeniaka to było bardzo ważne. Nie powinien się zgodzić, bo miał ważne spotkanie. Powinien się zgodzić, bo Martina pomoc, chociaz w błahej sprawie, się przyda. Nie powinien bo sam by musiał je pilnować. Te argumenty mieszały mi w głowie. Najbardziej chyba denerwowało mnie to, że nie wiedziałam co mu poradzić. Jest jak w tragedii antycznej- i tak źle i tak niedobrze. Wybieranie mniejszego zła, jest jeszcze gorsze. Czuję się jak w jakimś kiepskim filmie, gdzie bohaterami sterują marni reżyserowie, śmiejąc i nabijając z ich problemów, nie próbując im pomóc przy rozwiązaniu, a jeszcze dopychając więcej kłopotów i zmartwień. Kiedy tak chodziłam i rozmyślałam, nawet nie patrząc do kąt idę, w głowie zaświtała mi pewna, dosyć interesująca myśl.
Po dwóch długich minutach chodzenia, z dumą mogłam stwierdzić że się zgubiłam.
Szlak.
Idąc prosto przed siebie,myślałam nad tym i wypatrywałam czegokolwiek, co mogłoby być moją kryjówką. Kiedy skręciłam w jakiś kolejny korytarz, zobaczyłam małe drzwi które były podpisane "Kantorek". Po chwili, właściwie nie mając innego wyboru, weszłam do pomieszczenia. Poczułam się bezpiecznie.
Do czasu, gdy zobaczyłam cztery uzbrojone dziewczyn pod ścianą, gotowe do ataku.
Do czasu, gdy pomyślałam że brakuje jednej z nich.
Do czasu, gdy ostatnia położyła mi rękę na ustach i trzymała mocno moje ręce swoimi długimi palcami.
Do czasu, gdy jedna z nich przyłożyła mi broń do skroni.
Do czasu, gdy rozpoznałam jedną z nich.
Do czasu, gdy jedna, samotna łza wypłynęła z moich oczu.
-Catherine...
Malfred///
Byłem zły. Nie!
Byłem wkurwiony. Kamera była zaklejona jakimś klejącym czymś, i nie było widać, co się stało. Ostatni obraz był, gdy wyszedłem, zamykając drzwi i dziewczyny, które pokazały mi facka, wszystkie w tym samym momencie a na koniec przytakujące Kate. Potem tylko było widać że nagle wszystkie podbiegły w róg pokoju, gdzie kamera juz nie sięgała, bo była półka. Byłem wściekły. Zachowałem się na poziomie mniejszym niż żółtodziób, nawet laik wie, że jeśli kogoś przetrzymujesz, to się, kurwa mać, zamyka drzwi. Pixel zauważyła że robota była naprawdę dobrze wykonana, szczególnie przez przyklejenie niesamowicie dziwnej substancji, bo dzięki temu nie było widać nic. Ba, gdyby nie ta cała sytuacja, też byłbym zapewne zadziwiony, z jaką starannością została wykonana ta robota. Jednak, ja teraz nie miałem czasu na podziwianie. Wszystko waliło się łeb na szyję. Martin podważa dedukcję o tym, że Xaviera spotkanie to pułapka, dziewczyny uciekły i ich kurwa nie ma, jutrzejsze spotkanie zostało przełożone o godzinę wcześniej, i uznano że zarąbiście będzie zrobić je w jednym z nocnych klubów, przychodząc nie służbowo, ale prywatnie, co po prostu znaczyło, że mamy darmowy wstęp do jednego z bardziej wypasionych klubów, więc na pewno będzie trzeba ze sobą zabrać co lepsze i zaprezentować się jak najlepiej. Powoli zaczynał trafiać mnie szlak. Jakby tego było mało, kiedy tylko przyszedłem do pixal, ona, po wysłuchaniu mojej wersji zdarzeń, zaczęła się na mnie drzeć, mówiąc że jestem totalnym idiota bo nie dość że nie zamknąłem drzwi od pokoju dziewczyn, to jeszcze wypuściłem Karoline na korytarz, gdzie przecież mogła się na nie natknąć. Kiedy jeszcze jej oznajmiłem, że nie odpisuje, to już całkiem ześwirowała i wypchnęła mnie z swojego gabinetu. Z wielka chęcią bym tam wrócił i doprowadził ją do porządku, przypominając jej z kim rozmawia ale po pierwsze miała rację, po drugie odświeżyło mi to umysł, więc raczej powinienem dziękować, a tego nie zrobię na pewno, po trzecie nie było czasu na żadne z powyższych. Sam byłem zdenerwowany i jednocześnie zirytowany swoim własnym zachowaniem. Teraz, nerwowo uzbrajałem się, próbując się uspokoić i ochłonąć. Kiedy wziąłem do rąk moją ulubioną broń, spokój zalał moje ciało, rozluźniając je od stresu. Był to czarny, z pięknymi zdobieniami glock, pokryty nie srebrem, nie złotem, a platyną. Sprawdziłem amunicje i byłem gotowy, żeby przeszukać nawet cały mój teren i nie tylko.
Nie mogłem zawieść.
Nie znowu.
CZYTASZ
Life (not) so easy W TRAKCIE POPRAWEK
Action"Znowu kłamiesz! Czemu wy wszyscy kłamiecie! Jesteście oszustami! Nie rozumiecie że kłamstwo mnie zabija!" To jest książka, nie dla tych co szukają miłosnych historii. To jest książka dla tych co lubią pot, krew, łzy i akcję tnącą jak brzytwa. To je...