Rozdział II

10 5 1
                                    

- Umieram... 

Kolejny dzień z rzędu w tej "budzie". 

Nie wyspałam się wczoraj robiłam całą noc referat na biologie. 

- Cześć Zosiu - Przywitałam się.

- Cz..uś! - odpowiedziała. 

Te słowo znaczyło dużo ale biorąc pod uwagę okoliczności, jest to z pewnością przywitanie.

- Jak się czujesz? - Zapytałam.

- Didi... bom - odrzekła.

Zawsze tak mówi jak wszystko jest dobrze. To, że ma autyzm to nie znaczy że nie rozumie. Ona dużo rozumie, czasami wydaje mi się, że chce mi coś przekazać. Dziwne...

Wzięłam zabawki z szafki po czym zaczęłam bawić się razem z nią. 

Tak minęło całe popołudnie i cały wieczór.

Jak każdego dnia po szkole oczekiwałam jej przyjścia tym razem to nie było zwykłe spóźnienie. Dalej ich nie ma.

- Obawiam się...

Dzwoniłam może ze 100 razy do ojca. Nie odbiera.. Gdyby Zosia miała telefon od razu by odebrała. 

Zdenerwowana tą całą akcją poszłam ich szukać najpierw do przedszkola.

Nikt nie patrzył mi już w oczy...

Szukałam pomocy. Nikt nie odzywał się.

 Byłam w rozpaczy. Wróciłam do domu. Włączyłam telewizje i zasnęłam... 

Na drugi dzień zastałam telewizor włączony. Nagle usłyszałam coś niepokojącego.

- 20 latka z autyzmem razem z jej ojcem zginęła wczoraj w wypadku samochodowym, ciało znaleźli kilka metrów dalej.

Wydało mi się to absurdalne, jak jakiś żart.

- To nie prawda! - łzy ciekły mi po policzkach.

Poszłam do pokoju Zosi i zastałam tam... nią. 

Bawiącą się lalkami. 

Uspokoiłam się. 

Jak zwykle bawiliśmy się do wieczora.

Owoce drzewa oliwnegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz