Przenikający ból w lewej ręce

35 1 0
                                    

Narrator///

Po tym jakże wzruszającym wyznaniu, podeszła do nich kolorowowłosa, mówiąc do obydwu dziewczyn, że nie ma czasu i muszą uciekać. Obydwie pokiwały głowami. Katherine martwiła się teraz nie tylko o siebie, ale i o resztę ich szaleńczej załogi. -Przecież jesteśmy nieuzbrojone, a do tego oni maja przewage liczebną.-myślała zrozpaczona dziewczyna, jeszcze bardziej rozmyślając jak wielkie jest ryzyko, że ucieczka zakończy się niepowodzeniem. Żadna z nich nie była przekonana o powodzeniu ucieczki, wręcz odwrotnie-każda z nich liczyła się z porażką. Każda z nich, próbowała jak najbardziej zapamiętać dziewczyny, licząc się z tym, że więcej mogą się nie zobaczyć. Niektóre spojrzały sobie jeszcze w oczy, ale przestały gdy zirytowana i znudzona sytuacją, odchrząknęła kolorowowłosa. Brunetka potaknęła jej głową, na co dziewczyna uchyliła drzwi, pokazując że jest czysto. Każda z nich wiedziała, że ucieczka właśnie się rozpoczęła.

Kate///

Wyszłam ze schowka na lekko ugiętych nogach, próbując stawiać kroki najciszej i najostrożniej jak się da. Karo zamknęła drzwi, jednak one, ku naszym niezadowoleniu, wydały bardzo głośny i przeciągły dźwięk, oznaczający nienaoliwione zawiasy. Stanęłam w bezruchu, tylko po to, żeby usłyszeć z której strony zbliżają się nieprzyjaciele i, jak najciszej ale i najszybciej, uciec, kierując się w przeciwny korytarz. Nie miałam czasu, żeby się odwrócić i zobaczyć czy dziewczyny idą za mną, każda zmarnowana sekunda mogła zaważyć na końcu misji. Nie mogłam jednak się powstrzymac i uległam pokusie, oglądając się za siebie. Zobaczyłam biegnącą Karo i Mer, ale niestety bardzo mocno ucierpiałam robiąc to, ponieważ wleciałam w duże, szklane coś, prawdopodobnie okno. Czując przenikający ból w mojej lewej ręce, krzyknęłąm z bólu, przyciągając jeszcze bardziej swoja uwagę. Kiwnęłam Mer, żeby zabrała Karo w bezpieczne miejsce, nie czekając na mnie. Przeciągnęła szybko po mnie wzrokiem, złapała, już prawie histeryzującą Karoline za rękę, i pobiegła, posyłając mi jeszcze w miarę ciepłe, pocieszające spojrzenie. 

Jedna łza opuściła moje oczy, stwarzając mokra ścieżkę na moim policzku.

Zdążyły mi zniknąć z oczu, a pojawili się strażnicy.

 Zaczęłam iść (tak szybko jak pozwalał mi na to ból) w przeciwną stronę, jednak nie uszłam trzech kroków, a zatrzymali mnie łapiąc moje prawe ramię, któremu też lekko się dostało. Syknęłam, jednak nie mogłam się powstrzymać od krzyku, kiedy drugi złapał mnie za nadgarstek drugiej ręki. Nie zważając na mój ból, pociągnął mnie do siebie uruchamiając tak wielką lawinę bólu, że nie mogłam powstrzymać się od rozdzierającego wrzasku. Na szczęście, z przerażenia oboje mnie puścili, przez co mogłam osunąć się po oknie i skulić chowając zranioną rękę. Starałam się jej nie dotykać, gdyż każdy dotyk wywoływał okropny ból, nie mówiąc już nic o tym, że strasznie mocno spuchła. Strażnicy szeptali coś pomiędzy sobą, jednak byłam tak zajęta bólem i martwieniem się o dziewczyny, że słyszałam wszystko jak przez mgłę. Wyłapałam tylko parę zdań, takich jak "będzie z nami słabo" czy "pewnie nie uwierzy". Powoli moje oczy zaczęły się zamykać, sama nie wiem dlaczego. Ból był większy przez chwilkę, ale powoli malał, a mgła którą widziałam była coraz bardziej puchata i coraz bardziej biała. Taka miękka jak puchowa chmurka. Pozwoliłam żeby mgła mnie opatuliła do reszty.

A potem zamknęłam do końca powieki.

KOCHANI!

Wiem że mnie długo nie było i rozdział jest godny pożałowania ale...

ALE!

Postanowiłam że zawieszę tą książeczkę (*buczenie w tle) i skończę chociaz jedno co zaczęłam czyli "To wszystko...przez ciebie!"

Potem obiecuje że wezmę się za tą.

Jak narazie zapraszam do tamtej i uzbrójcie sie proszę w cierpliwość :)

Life (not) so easy W TRAKCIE POPRAWEKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz