Pięcioro mężczyzn w strojach moro i maskach, z karabinkami w rękach stanęło na wzgórzu obok samotnego drzewa.
- Coś mi tu nie gra Michał - powiedział jeden, do środkowego, który wyglądał na dowódcę
- Spokojnie Marcin. Prawdziwa walka dopiero nadchodzi - stwierdził, a na potwierdzenie jego słów w drzewo uderza krótka seria
- W nogi! - krzykną najmłodszy z nich i sam pierwszy ruszył do ucieczki
Zbiegali z górki, kiedy na ich drodze stanęła grupka złożona z dwóch facetów i jednej kobiety, w takich samych mundurach. Okazało się, że dwoje ich kompanów zostało trafinych, w okolicach magazynów, które były niewielką fortecą. Po krótkiej dyskusji postanowili tam wrócić.@@@
Na miejscu okazało się, że nazwa „magazyny" jest delikatnie przesadzona. Budynek okazał się niewielką halą z dziurawym dachem, mocno nad kruszoną przez ząb czasu, że ścianami bez okien, poznaczonymi czerwonymi plamami.
- Adi, Seba, osłaniajcie - odezwał się Michał do dwóch identycznych gości - Magda, możesz im pomóc? - zwrócił się do dziewczyny
- Nie ma sprawy, ale zostawcie coś dla mnie - odpowiedziała z uśmiechem
Pięciu mężczyzn weszło do środka rozglądając się przez celowniki. Bezgłośnie przeszukali cały budynek.
- Czysto!
- I mnie też!
- To samo! - posumowali
- To co. Zgarniamy puszki i wychodzimy?
- Dokładnie tak.
Nagle zza ściany rozległy się odgłosy wystrzałów.
- Szlag! - warkną dowódca, lecz po chwili się opanował - Wojtas, Paweł, za mną!
Sprawnie wymierzonymi seriami, szybko rozgromili przeciwnika. Dziewczyna od razu do nich podbiegła.
- Gdzie bliźniacy? - zapytał Marcin
- Nie wiem, stali z drugiej strony - odpowiedziała Magda
Po drugiej stronie budynku, nie było potężnych mężczyzn, a tylko trawa, i mur pokryty, zdecydowanie świeżymi plamami czerwieni. W pewnym momencie młodzik zauważył dwa czarne kształty.
- Nie, nie, nie. Błagam nie! - jękną
- Co jest?
Chłopak bez słowa wskazał palcem. Cała grupa podeszla w miejsce, gdzie jak się okazało, leżały dwa karabiny.
- To ich - stwierdziła Magda
- Trudno, tak bywa. Musimy iść naprzód. Mamy odzyskać bunkry, tak?! - spytał Michał
- Tak - odpowiedziało kilka osób
- Tak?! - powtórzył nagląco
- Tak! - odparli z większą mocą
- No to raz, raz! Nie mamy całego dnia!@@@
Oddział żołnierzy przemaszerowała drogą. Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli dodadkowego krzaczka, który wyrósł koło drogi. Jednak kiedy by się przyjrzeli, może zauważyliby coś nietypowego w tym krzaku. Gdyby natomiast podeszli bliżej, pewnie rozpoznaliby w nim typowy kamuflaż. Kiedy tylko zniknęli, zwiadowca rozejrzał się, i szybko wycofał.
Kiedy Stefan wrócił do obozu od razu skierował się do dowódcy.
- I jak sytuacja?
- Dwudziestu w bunkrze i dookoła, ale nawet jakbyśmy im granat hukowy rzucili pod nogi, to by go nie zauważyli.
- Daj znać reszcie, że ruszamy@@@
Gdy dotarli na miejsce, zauważyli, że wrogich żołnierzy jest znacznie mniej.
- Dobra widać, że odesłali ich w teren. Będziemy mieli większe szanse. - stwierdził wódz
- Lepszej okazji nie będzie - dodała Magda wskazując na czterech mężczyzn, którzy porzucili karabiny i zajęli się grą w karty.
Na znak Michała niewielki oddział ruszył do ataku. Karciarze, choć zdezorientowani, szybko rozpoczęli nadzwyczaj celny ostrzał. Dowódca zaklną pod nosem, kiedy usłyszał pełne bólu krzyki jego podwładnych, jednak jakimś cudem udało im się przebić do ziemianki, szumnie nazywanej bunkrem.
- Ne mamy szans! - westchną Michał kiedy zauważył straty
- Nie poddawaj się - Magda dodała mu otuchy - dziesięć metrów ty tunelem, szybki sprint przez łąkę i koniec!
- No to w drogę! Nie mamy całego dnia
Michał ruszył pierwszy, za nim czołgał się Sławek, potem Marcin i na końcu Magda. Tak niewiele zostało z tego pechowego oddziału. Na końcu polany, widocznej z tunelu, widniała siedziba dowodzenia. Był to typowy wojskowy namiot.
- Na trzy ruszamy. Raz, dwa, trzy!
@@@
Cztery pochylone sylwetki wystrzeliły z cienia pagórka.
- Nie zatrzymujcie się! - krzykną właściciel pierwszej z nich, jednak chwilę potem dziewczyna biegnąca za nim dostała w plecy - Magda! - krzykną do niej
- Biegnij! Tak niewiele zostało! - odparła mu
W tej samej chwili drugi z mężczyzn dostał w plecy.
- Sławek, biegniemy! - krzyknął Michał do ostatniego pozostałego towarzysza
Mężczyźni wbiegli do namiotu, w którym, jak się okazało stała flaga. Bez wahania ją wzięli i wyszli przed budynek. Wystrzelili w niebo to co pozostało im w ładownicach. Kiedy deszcz kulek z niebieską farbą się skończył, zaczęli się śmiać.
- To był ostry mecz, co nie Madzia? - zapytał Michał
- Oh, zdecydowanie. Czuję, że co najmniej tydzień będę miała siniaka - odparła masując się po plecach
- Dobra nie marudź - odparł jej z uśmiechem- To co? Grill u mnie?
- Może być, ale wy gotujecie - odparła wesoło