Londyn ,1864
POV Elizabel
Idę długim korytarzem ,mając na sobie tylko cienką bawełnianą koszulę nocną ,bose stopy dotykają zimnej drewnianej podłogi .Jedyne światło ,jakie mam ,to zapalone świece wskazujące mi drogę do celu .Kiedy docieram do dużych podwójnych drzwi na końcu korytarza ,biorę głęboki oddech ,po czym lekko stukam .
Drzwi otwierają się prawie bezgłośnie .
-Wejdź kochanie -mówi ukryty głos zza drzwi .
Kiedy przechodzę przez próg ,drzwi zamykają się za mną i dwie ręce chwytają mnie za biodra od tyłu ,przyciągając mnie do twardej klatki piersiowej .
-Zaczynałem się martwić ,ze nie przyjdziesz do mnie dziś wieczorem -dociska moje ciało do swojego twardego ciała .
-Nie powinnam była przychodzić ,Thomas .może to wpędzić nas obu w poważne kłopoty .-powiedziałam przy jego uchu .
-Ale jednak ,oto jesteś ,moja niegrzeczna mała dziewczynka -cicho chichocze ,kiedy gryzie moje ucho .
-Wiesz ,ze nie mam samokontroli ,jeśli chodzi o ciebie ,kochanie -obejmuje mnie ramionami w talii.
-Teraz ,kiedy to wyjaśniliśmy ,odwróć się i pocałuj mnie -kiedy się odwracam kładzie jedną dużą dłoń z tyłu mojej głowy ,a potem kładzie usta na moich ,podczas gdy jego druga ręka znajduje tył mojego uda ciągnął moją nogę do góry ,aż owijam je wokół jego biodra .Moje dłonie chwytają jego szerokie ramiona ,trzymając się na całe życie .Surowa pasja między nami jest prawie zbyt duża ,potrzebuję ,żeby mnie zabrał teraz .
Przesuwa mnie ze swojego ciała i bierze mnie za rękę ,prowadząc do swojego gigantycznego łoża z piór i delikatnie popychając mnie na nie .
-To ostatnia delikatna rzecz ,którą ci dziś zrobię ,kochanie .-patrzę na niego z pożądaniem w oczach .
-Na co czekasz ,mój drogi Thomasie?