Ich ciężkie oddechy mieszały się w gęstym powietrzu ciemnej sypialni. Nie zasłonili tylko jednego okna, pozwalając srebrnej tafli księżyca malować ich ciała miękko i subtelnie. Wpuścili go do środka, jedyne oko, które nie oceniało, nie krytykowało, a jedynie spoglądało z daleka. Tego wieczoru była pełnia.
Oprócz tego wątpliwego źródła światła, jedyną jasnością była pognieciona pościel opleciona wokół ich ciał i ten, który leżał obok. Kości powleczone miękką, delikatną skórą, miękkie włosy i błyszczące, zamglone oczy. Harry prześledził wzrokiem drogę, którą wcześniej podążały jego dłonie - choć było to niemożliwe, widział miejsca, gdzie wpijały się spragnione palce, szukając oparcia, a może tylko chłonąc z tego dotyku. W końcu uspokoił oddech, zamknął wciąż rozchylone wargi i zaczął wciągać powietrze nosem, upojony wlewającą się w nozdrza delikatną wonią piżmowych perfum, potu i tym zapachem, którego nigdy nie potrafił opisać, ale rozpoznałby go wszędzie.
Nie mógł przestać patrzeć, choć widok znał na pamięć. To wgłębienie w jego policzku, cień na twarzy, tuż pod ostrymi kośćmi policzkowymi. Ostro zarysowany nos, charakterystyczny dołeczek pod nim przechodzący w miękki łuk górnej wargi. Blade usta, wciąż łapczywie chłonące powietrze, wzrok wbity gdzieś ponad siebie. Świat był cichy, pogrążony w śnie. Noc była ich kryjówką, ich ucieczką. Słyszał tylko podszepty własnego roztrzęsionego umysłu: który to już ostatni raz? W założeniu ostatni raz powinien być tylko jeden. Oni przedłużali go w nieskończoność, przez parę godzin czyniąc siebie najszczęśliwszymi. Spijali słowa, napawali najlżejszym dotykiem, próbując zapisać każdą linię, krągłość, wgłębienie w pamięci, stworzyć w niej pokój, do którego będą mogli zawsze wejść, aż nadchodził świt i nienawidzili siebie znowu, pogardzając tą naiwną wiarą, która nigdy nie miała przekładu na rzeczywistość. Pokój pozostawał zamknięty, a gdy już drzwi się otworzyły, nigdy nie oddawał tych wszystkich uczuć, nie zaspokajał pragnień.
Ich dni przypominały sny. Rozmyte, puste, suche. Te same czynności, te same słowa. Harry miał wrażenie, że gdy słońce budzi świat do życia, on sam wędruje do próżni, tkwi tam tak długo, aż ono nie zajdzie i nie da mu wytchnienia w atmosferze sekretów, nieprzeniknionej ciemności. Dla wszystkich był jednak sobą, zwyczajnym, może trochę bardziej zamkniętym w sobie, o trochę bardziej smutnym spojrzeniu. Przed pracą pił kawę z Ronem, jak zawsze. Po niej, w drodze powrotnej, spotykali się z Hermioną w metrze, jak zawsze. Potem siadał w fotelu z książką, pił zimną kawę. Gdy nikt nie pukał do drzwi, kładł się do łóżka, starając się zająć go jak najwięcej, byleby nie czuć, jak zimne i puste jest miejsce obok. Czasami tylko przychodził, pukał do drzwi, wyglądając na zagubionego, zażenowanego własną słabością. Niewiele wtedy mówili — "to ostatni raz", "tak". Słowa zastąpił im szelest ubrań spadających na podłogę, wzrastające na intensywności westchnięcia i cichy szloch, gdy mogli w końcu dotknąć swoich ciał, a te nie rozmywały się gdy sen dobiegał końca.
Kochali się na wiele sposobów. Raz gwałtownie, namiętnie, jakby chcieli sobie wmówić, że to jednonocna przygoda, przypadkowa osoba, prymitywna droga zaspokojenia własnych żądz. Czasem nie mieli sił udawać, byli czuli, powolni, dokładni. Harry zawsze szukał światła w tych jasnych, błękitnych oczach. Wiedział, że to tylko uczyni ból silniejszym, że poddaje siebie samego torturom, a te spojrzenia będą przychodzić noc po nocy, nie dadzą mu spokoju. Ale nic, nawet jeśli miał jego ciało za dzieło sztuki, nie było w nim piękniejsze. Blada, miękka skóra, kruche ramiona, dłonie o długich, smukłych palcach nie dorównywały tej barwie, nie dorównywały temu, jak puste oczy wypełniają się emocjami, przelewają przez nie przezroczystymi, drobnymi łzami.
Zanim to wszystko się zaczęło, około roku temu, poranek był dla niego najzwyczajniejszą porą dnia, stałym rytmem. Teraz był jego największym wrogiem. Zabijał noc, a wraz z nią wszystko, co się dla niego liczyło. Wydzierał mu najlepsze chwile, wciskał w ciało robiące i mówiące rzeczy, których nie chciał robić ani mówić. Wypychał z sypialni, wrzucając w ramiona świata, tylko czekającego, by go stłamsić, zmiażdżyć i pokruszyć.
![](https://img.wattpad.com/cover/248016528-288-k520077.jpg)
CZYTASZ
i have loved you for the last time ; drarry
Fanfictiondraco i harry spotykają się nocami, a każdy ten raz ma być ostatnim.