rozdział x zobaczyłem...

250 19 12
                                    

Możesz mi nie wierzyć ale jestem wikingiem. Jednak nie takim który słyszałeś w historiach. Jestem ich przeciwieństwem. Mały i chuderlawy, nawet jak na ośmioletniego chłopca. Tata nigdy mi nie powiedział żadnej obelgi w moją stronę, ale bardzo często widziałem zawód w jego oczach, kiedy rozmawiał z mieszkańcami Wyspy Berk na temat zmiany na następce wodza wioski. Tak, dobrze uważasz. Mam być kiedyś wodzem.

Mój opiekun Pyskacz pozwolił mi iść wcześniej z kuźni do domu. Ta, wynudziłem sie za wszystkie czasy. Nie pozwolił mi nic zobaczyć, a jak za blisko podchodziłem do pieca to mnie od niego odpychał i kazał siedzieć na krześle. Traktował mnie jak bym był jajkiem.

Zauważyłem grupę dzieciaków koło studni. Tata powiedział żeby nie rozmawiać z obcymi ale to są dzieciaki w moim wieku, więc czemu nie sie z nim nie przywitać. Uśmiechnąłem sie szeroko i podbiegłem w ich stronę. Byłem coraz bliżej i zauważyłem coś bardzo niepokojącego. Widząc chłopca bijącego sie z inny z krwią na twarzy, uśmiech zszedł mi z twarzy zastępując go przerażeniem. Mogą go zabić. Stałem tam sparaliżowany strachem, nie mogłem sie ruszyć.

- Zostawcie go! - krzyknąłem na całe gardło. Popatrzyli na mnie zdziwieni i... wybuchli śmiechem?

- Proszę, proszę. Kogo nam tu przywiało. Widzisz Śledzik, ktoś zastąpił cie w byciu... bitym przez nas - końcową wypowiedź powiedział bardzo cicho, a ja sie cicho zaśmiałem. Wiem nie powinienem sie z tego śmiać jak ktoś ma w tym wieku problem z mówieniem ale to zabrzmiało naprawde zabawnie. Ale chłopak nie popierał mojego entuzjazmu i uderzył mnie w twarz. Upadłem, a w moich oczach pojawiły sie łzy. Boli.

- Zaraz nie będzie ci tak do śmiech! - na jego krzyk skuliłem sie ze strachu i jeszcze więcej łez wylało sie z moich oczu. Boje sie. Chłopak złapał mnie za moje ubrania i przygniótł mnie do ziemi swoim ciężarem.

- Co! Mały sie poryczał! - zaśmiał sie, a wszyscy razem z nim. Nawet ten chłopak którego chciałem ocalić. Rozejrzałem sie dokoła. Przecież to środek wioski dlaczego nikt nie chce mi pomóc? Widziałem jak kilka osób nam sie przygląda i odchodzili. Zawyłem. Co sie tu dzieje? Dlaczego przechodzicie koło mnie obojętnie? Po kilku minutach przyszła do nas dziewczyna z blond włosami. Popatrzyła sie na mnie i sie skrzywiła.

- Sączysmark, co ty robisz z tym Rybim Szkieletem? - pokazała na mnie palcem nawet na mnie nie patrząc.

- Co cie to obchodzi Astrid? - podniósł sie ze mnie i już chciałem wykorzystać jego chwile nie uwagi na ucieczkę, ale dwaj blondyni złapali mnie za ręce i unieruchomili węzłem. Próbowałem sie wyrwać ale tylko dostałem w brzuch od jednego z nich. Nie mogłem złapać oddechu. Kilka samotnych łez spłynęło mi po policzkach.

- Mnie nic. Róbcie se co chcecie. - odwróciła sie i chciała już od nas odejść ale chłopak który najprawdopodobniej ma na imię Sączysmark zatrzymał ją odcinając jej droge.

- Poczekaj, przydasz mi sie pozbyć tego... dzieciaka. - opuściłem wzrok na ziemie i przez moją głowę przeleciały czarne myśli. Jeden z chłopców podszedł do mnie i znowu dostałem w twarz. Czułem jak moja twarz puchnie. Jęknąłem z bólu.

- Co z nim zrobimy? - spytał blondyn z uśmiechem na twarzy. Przyglądał mi sie i dotknął mojego opuchniętego policzka. Syknąłem. Uśmiech zszedł mu z twarzy. - Ale masz fioletowe - szepnął i popatrzył w strone Sączysmarka i dziewczyny z imieniem Astrid. Przeszedł mi dreszcze na jego słowa. Co ja powiem ojcu? Tego nie będzie sie dało zamaskować. Już widzę jego zawód w oczach. Kolejna łza poleciała mi z oka. - Nie martw sie, pójdziemy potem do Gothi, co nie Szpadka, Śledzik?

- Jasne. I dziękuje za ocalenie i przepraszam. - chłopak spuścił wzrok. Nie wiem co mam o nich teraz myśleć. Raz są źli, a teraz są mili. Mam im zaufać w ich słowa? Lepiej nie. Czy... to przez Sączysmarka? Wspomniany chłopak podszedł do nas i popatrzył sie na mnie.

Widziałem cię tamtego dnia...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz