II

34 3 0
                                    

Wycie niosło się echem po lesie, kiedy pod czujnym spojrzeniem babci wbiłam siekierę w pieniek przy chatce. Rąbanie polan na mrozie, nie należało to moich ulubionych zajęć, jednak dzięki temu stawiałam się silniejsza.

- Tej zimy, wróciły szybciej – zauważyła babcia, kiedy wilk zawył ponownie. – Wczoraj też go słyszałam, niedługo powróci reszta.

- Staruszek Chooper będzie przygotowany? Wolałabym nie marnować dwóch dni na podróż po nic.

- Nic się nie bój, dziecko. Ten stary pryk może i jest ślepy, ale nos i uszy ma sprawne - uspokoiła mnie i zniknęła w chacie z drewnem.

Zmęczona otarłam dłonią pot z twarzy i przysiadłam na drewnianym schodku. Musiałam złapać oddech.

- Wstawaj, bo jeszcze wilka dostaniesz – pogroziła mi babcia, na co przewróciłam oczami. – Takaś mądra? Nie proś o herbatki, jak przeziębisz sobie pęcherz.

Może i lubiłam robić jej na złość, ale solidnemu argumentowi nie mogłam odmówić. Mimo zmęczonych mięśni, zmusiłam się do wstania wraz z naręczem porąbanych wcześniej drewienek. Ostatni kurs do chaty i odpocznę.

Obawiałam się, że babcia znajdzie mi kolejne zajęcie, jak tylko zostawię drewno w pobliżu paleniska, jednak pozwoliła mi usiąść przy stole i podała kubek z naparem. Upiłam łyk ciepłego napoju i odetchnęłam ciężko. Chociaż nie przeszkadzało mi wykonywanie typowo męskich prac, silniejsza para rąk na pewno poradziłaby sobie z tym szybciej.

Wyszłam znów na chłodne powietrze i tym razem usiadłam na złożonym w kostkę kocu. Odpięłam klamrę peleryny i pozwoliłam jej opaść koło mnie. Przymknęłam oczy na przyjemny kontrast ciepłego kubka i zimnego wiatru krążącego między moimi włosami.

Czasem zastanawiałam się co podkusiło babcią, żeby zamieszkać tak daleko od wioski, bo na pewno nie chodziło tylko o jej cięty język. Chociaż to mogło być głównym powodem – pomyślałam, obserwując, jak przeklina na kruki buszujące w jej ogródku. Na pytania odpowiadała tylko, że miała dość wścipskich nosów i plotkar. Trudno było nie przyznać jej racji. Życie w wiosce nie należało do najłatwiejszych.

- Kaya, ubierz się, do jasnej cholery!

Podskoczyłam w miejscu na chrapliwy krzyk babci, a kiedy moje serce odzyskało trzy zgubione uderzenia, westchnęłam ciężko i zarzuciłam na siebie pelerynę. Z babcią nie było sensu się kłócić.

- Kompletnie zapomniałam. Ach, cholerna starość – mruknęła, stając naprzeciw mnie. - Był tu Hector, pożyczy nam konia, żebyś nie musiała iść piechotą do Redii.

- Hector? – zaciekawiłam się. – Kiedy?

Babcia uśmiechnęła się do mnie z dziwnym błyskiem w oku i podparła ręce na biodrach.

- Przyszedł, jak jeszcze spałaś. Nie każdy może chrapać tak długo jak ty – wytknęła mi, na co przewróciłam oczami. Wstawałam przed wschodem słońca, a dla niej to i tak było za późno.

- Mogłaś mnie obudzić...

- Żebyś wyleciała do niego w samej halce? Chłopak narobiłby sobie nadziei.

Poczułam jak na moje policzki wkrada się rumieniec i modliłam się, żeby babcia tego nie zobaczyła.

- Rozumiem, że mam jechać już teraz?

Babcia pokiwała głową i podała mi czystą suknię oraz skórzaną torbę z przestrogą, żebym niczego nie potłukła. Przebrałam się jak najszybciej, opłukałam twarz wodą i uczesałam włosy tak, by babcia niczego nie zauważyła. Nie musiałam wysłuchiwać od niej kazań i dogryzek.

InnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz