Znacie takie dni że wszystko jest ... no cóż nie tak jak powinno? Mam wrażenie że mi się zdarzają dużo częściej niż reszcie standardowych przedstawicieli rasy ludzkiej. Przesada? No może ale w takie dni człowiek lubi przesadzać chociaż po to żeby sobie wynagrodzić niepowszednią liczbę nieszczęść które go spotykają. Ale do rzeczy.
Zaczęło się dość niewinnie przynajmniej z pozoru, w końcu jak się okazało budzik nie był nic winny że nie zadzwonił , raczej ja że go nie nastawiłam, komórka? No tak logiczny wniosek że to ona powinna mnie wyratować z opresji w tej sytuacji jak to robiła w wielu innych, problem w tym że poczciwe narzędzie nie mogło mi pomóc gdyż zostało pozbawione potrzebnego mu do życia źródła prądu niestety na dużo dłużej niż była to w stanie wytrzymać. Wniosek? Zaspałam.Ponieważ prace zaczynałam o 9:00 a podłączona na szybko do power banka komórka niemiłosiernie pokazywała 9:15 nie mogłam sobie pozwolić na luksusy takie śniadanie czy nawet umycie zębów, wskoczywszy w leżące na podłodze dżinsy i pierwszą lepszą koszulkę, wyszłam na przystanek oczekiwać na autobus. przyjechał po pięciu minutach które dłużyły się jak pięć godzin, po przejechaniu dokładnie czterech przystanków (każde zatrzymanie denerwowało mnie okrutnie i zabierało mi kolejne cenne minuty) byłam na miejscu.
Pracę dostałam po pięcioletnich studiach, trzech kursach i trzech latach szukania, i to tylko na okres próbny a była to praca bibliotekarki. Lubiłam ją książki od zawsze były moim żywiołem czułam się w śród nich bezpiecznie i swojsko, a ponieważ większa cześć ludzkości nie docenia książek, nie mogłam także narzekać na nadmiar pracy. Para staruszków, gromadka dzieciaków grających na komputerach, pary nastolatków, kilka mam z dziećmi więcej gości raczej nie zdarzało się jednego dnia. Tym bardziej wizja stracenia pracy przez spóźnienie była mi stanowczo nie na rękę.
Biblioteka mieściła się w jednej z bocznych uliczek rynku tej przylegających do parku, na pierwszym piętrze budynku który stanowił idealny przykład architektury nijakiej w swoim wyglądzie. O tym że cokolwiek się tam znajduje nikt by pewnie nie wiedział gdyby nie napis naklejony na okiennych szybach, oraz nijaka tabliczka na drzwiach zresztą częściowo przykryta barwnym ogłoszeniem nowo otwartej pizzerii, mieszczącej się na parterze.
Przebiegłszy całkiem spory kawałek dzielący przystanek od biblioteki, popchnęłam pierwsze drzwi, zignorowałam wejście do pizzerii i z pośpiechem ciężko dysząc wspięłam się po schodach aby dotrzeć do drugich całkiem przyjemnych drewnianych drzwi które prowadziły do świata w całości opanowanego przez książki. Niestety tu właśnie pojawił się problem, a mianowicie: drzwi były otwarte. Dzisiaj byłam jedyną bibliotekarką przynajmniej do południa kiedy to przychodziła Megan. Dzięki czemu mogłam się łudzić że moje spóźnienie zostanie nie zauważone przynajmniej nie od razu, fakt jednak że ktoś tam był, napawał mnie nie małym niepokojem czyżby Megan pomyliła dni i przyszła wcześniej? Tak ta możliwość wydawała się najbardziej prawdopodobna, zamaszystym gestem otworzyłam drzwi oczekując ujrzeć przy biurku koleżankę, ciekawe jest to że kiedy się czegoś spodziewasz to często rzeczywistość okazuje się na ogół odmienna, tak było i tym razem. Otóż Megan nie było. A właściwie nie było nikogo. Dość zdumiona tym faktem zajrzałam za regały, do komórki, pokoju dla personelu. Zdziwiłam się jeszcze bardziej kiedy okazało się że w bibliotece nie było nikogo, czyżby Megan wychodząc w piątek nie zamknęła drzwi? Nie zmartwiłam się tym zbytnio biblioteka nie jest miejscem popularnym wśród złodziei, a drzwi wejściowe do budynku i tak były zamknięte.
Pewnie powinnam to zgłosić pomyślałam i nie zastanawiając się nad tym dłużej odwiesiłam płaszcz i zasiadłam za biurkiem.
Biblioteka była się w obszernym pomieszczeniu mieszczącym z kilkanaście drewnianych regałów z wszelakimi rodzajami książek, podłoga wyłożona wykładziną nadawała wnętrzu przytulniejszy charakter, regały opisane były nazwami działów, a książki posegregowane według nudnego alfabetu. Okna z dwóch stron wpuszczały promienie światła które nie wystarczały żeby oświetlić całe pomieszczenie, więc żarówki przejmowały na siebie tę funkcje dumnie służąc czytelnikom przez cały dzień. Po prawej stronie od wejścia mieścił się pokój dla personelu w którym można było zaparzyć herbatę i zjeść śniadanie, natomiast po lewej przy ścianie stało w rzędzie kilka komputerów jakby w niemym oprze przeciwko tak ogromnej przewadze papieru reprezentowały inny nowoczesny świat dzisiejszej elektroniki.