"They are coming"

47 3 0
                                    


*Eleonore, 21/03/1981*

Nadchodzą, są coraz bliżej. Szukają mnie. Nie mam pojęcia czego mogą chcieć, ale jestem im potrzebna. Ojciec i jego wybujała wyobraźnia. Zawsze pragnął tego czego nie mógł osiągnąć. Z opowieści Tezeusza wiem, że kiedyś taki nie był. Znaczy był, od momentu gdy dowiedział się o Hogwarcie, czystości krwi itd., nie mógł przeboleć, że jego ojciec jest mugolem. Chciał ich wszystkich zniszczyć, uważał że mugole i mugolaki nie mają prawa do życia, i stanowią jedynie zagrożenie. Wtedy pojawiła się nasza mama. W jakiś sposób udało jej się go „ogarnąć" i odpuścił sobie na naprawdę długi czas ten chory pomysł. Niestety, po śmierci mamy, ubzdurał sobie, że to wina mugolskich lekarzy i za wszelką cenę chciał mnie przed nimi chronić, ponieważ najbardziej przypominałam mu mamę. Mój najstarszy brat, Tezeusz, zauważył, że to się zaczyna robić coraz bardziej niebezpieczne i ojciec powrócił do swoich mrocznych zajęć. Zaraz po skończeniu przez niego Hogwartu, gdy miałam 4 lata, zabrał mnie i moich pozostałych braci do naszej babci. Ojciec nigdy tam nie był i nie mógł nas znaleźć. Aż do pewnej pamiętnej nocy 1975 roku, kiedy wysłał po mnie swoich zwolenników. Nie mam pojęcia jak nas wtedy znalazł, ale mieszkaliśmy wtedy już w domu Tezeusza, który należał do któregoś z naszych przodków. Doskonale pamiętam, jak tamtej nocy jeden z moich braci przypłacił do życiem. Cadmos mnie wtedy ocalił, ale niestety sam zginął z rąk jednego z popleczników własnego ojca. Minęło 6 lat, a oni znowu depczą mi po piętach, ale teraz to ja mam przewagę, teraz się ich spodziewam.

Stałam właśnie przed drzwiami domu, o którego położeniu wiedziała tylko moja rodzina. Był to stary dom Gellerta Grindelwalda, chcąc nie chcąc, mojego przodka. On sam siedział w więzieniu, ale nie za dużo o nim wiedziałam. Nigdy go nie widziałam na oczy. Po chwili czekania na marcowym zimnie, drzwi otworzył mi Tezeusz, który się tu przeprowadził po śmierci Cadmosa.

- Młoda? Co ty tu robisz? Wchodź szybko, bo się jeszcze przeziębisz – no tak. On się nigdy nie zmieni, cały czas pozostanie taki opiekuńczy. Tezeusz nie założył rodziny, nie chciał ryzykować straty kolejnej osoby, chociaż on zawsze powtarzał, że to dlatego, że nie znalazł nikogo odpowiedniego. Weszliśmy do środka i usiedliśmy w salonie, na starej, wysiedzianej już kanapie, która mimo wszystko dodawała temu miejscu uroku. Zawsze zwracałam uwagę na szczegóły i nawet w takich pierdołach, jakimi były przykładowo stara kanapa, potrafiłam dostrzec piękno. Taka dziecięcość, w która we mnie została.

- Ja... potrzebuje pomocy, chodzi o dzieciaki... - zaczęłam. To był naprawdę trudny dla mnie moment. Na samą myśl o rozstaniu z dzieciakami, z Syriuszem, serce pękało mi na miliony kawałeczków.

- No mów już o co chodzi, wiesz że zawsze ci pomogę – wiem, ale to naprawdę dużo. Nie byłam w stanie poskładać słów w jedną, logiczną całość. A rzadko się to zdarzało, normalnie jestem wygadana.

- Śledzą mnie, depczą mi po piętach, przyszłam cię prosić, że gdyby coś stało się mi i Syriuszowi, żebyś zajął się dzieciakami. To jest jedyne bezpieczne miejsce, w jakim mogłyby żyć. O pieniądze nie musisz się martwić, bliźniaki mają skrytki w banku, a klucze wiesz gdzie są. Pozostaje tylko kwestia... - i tu się prawie popłakałam.

- Obiecuję, kocham te dzieciaki i nie pozwolę, żeby stała się im krzywda – stwierdził stanowczo, ale w jego głosie można było wyczuć troskę.

- Dziękuje, naprawdę dziękuje – powiedziałam przytulając bruneta.

- Młoda, wszystko będzie dobrze, damy radę – powiedział uspokajając mnie.

*22/03/1981*

Syriusza nie było w domu, pojechał do sklepu i zabrać coś od Potterów. Oczywiście, jak zwykle nie chciał mi powiedzieć po co pojechał, bo po co mówić swojej żonie o takich rzeczach. Byłam na dole, kiedy usłyszałam jak ktoś kręci się wokół domu. Momentalnie pobiegłam cicho na górę, do pokoju dzieciaków. Wiedziałam, że koniec jest bliski. Uklęknęłam przed kołyską moich skarbów.

- Vicky, Victor, pamiętajcie, mama was kocha, bądźcie silni, a ty Victor opiekuj się siostrą – powiedziałam cicho, po czym dałam każdemu z nich całusa w czółko. Usłyszałam jak otwierają się główne drzwi i ktoś wchodzi schodami do góry. Spojrzałam ostatni raz na bliźnięta, które obserwowały to co się miało za chwilę stać. Moje małe skarby, zdziałają wiele, wierzę w to całym sercem. Drzwi do sypialni dzieciaków otworzyły się z hukiem, a w nich stanął Wilkes. Mój stary dobry znajomy, za dzieciaka się z nim bawiłam, niestety potem stanął po stronie mojego ojca. Z tego co wiem chodził do Durmstrangu.

- Masz ostatnią szansę, żeby dokonać właściwego wyboru – mruknął z tym swoim dziwnym uśmieszkiem.

- Już dawno go dokonałam – stwierdziłam.

- Będziesz tego żałować – mruknął i wycelował różdżką w moje dzieci, po czym wypowiedział zaklęcie niewybaczalne. Zanim trafiło w moje dzieci, zasłoniłam je moim ciałem. Usłyszałam już tylko płacz dzieciaków. Potem nie było już nic. Tylko pustka i ciemność.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 28, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

I can see them; George Weasley [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz