Następnego dnia w szkole podszedł do mnie Luke.
- Siema, Nick - przywitał się. - To... impreza będzie w sobotę. Przyjdziesz?
- A kto tam będzie?
- Cała klasa.
Nie byłem pewien, czy dobrze postąpiłem, ale wiedziałem, że mama nie miałaby nic przeciwko temu. Zauważyłem, że ostatnio zaczęła tak jakby... wyrzucać mnie z domu, kiedy nadarzy się okazja. Zastanawiałem się tylko, z czym to ma związek.
- Jaki adres? - zapytałem.
Luke uśmiechnął się szeroko.
***
W sobotę zjawiłem się w wyznaczonym miejscu. Dom był biały, z czerwonymi dachówkami. Przy nim mieszkanie, jakie dzieliłem z mamą było malutkie i ubogie.
- O, to ty - drzwi otworzył szeroki w barkach mężczyzna. - Ten nowy?
Pewnie ojciec Luke'a. - pomyślałem.
Wszyscy już czekają. Lepiej późno niż wcale! Wejdź. Impreza jest na górze.
Pokierowany wskazówkami, dotarłem do pokoju. W sumie, to nawet bez nich łatwo było go znaleźć - muzyka i piski dziewczyn nieźle dawały po uszach. Niezauważalnie wślizgnąłem się do gigantycznej sypialni i usiadłem na kanapie. Oczywiście, Luke mnie zauważył i przysiadł się, trzymając tackę z żarciem.
- Chipsa? - zapytał.
- Chętnie.
- Mam nadzieję, że mój ojczym nie zaskoczył cię jakimś dziwnym żartem?
A więc to nie był tata, tylko ojczym...
W zamyśleniu pokiwałem głową. Zrobiło mi się smutno. Luke też nie ma taty, a przynajmniej ten nie jest obecny.
Poczułem więź łączącą mnie i Luke'a.