Za górami, za lasami, za siedmioma dolinami, a mówiąc prościej, w słonecznym Miami żyły sobie dwie przyjaciółki, które przyjaźniły się dosłownie od zawsze przez to, że ich mamy również były sobie bliskie. Spędzały ze sobą każdą chwilę, razem stawiały pierwsze kroki, razem uczyły się jeździć na rowerze, razem poszły do przedszkola, razem bawiły się lalkami, razem poszły do liceum, gdzie ich ścieżki się rozeszły. Nawet w bajkach, nie może być przecież wiecznie kolorowo... Nikogo raczej nie zdziwi fakt, że ich drogi znowu się połączyły, a one dwie z czasem znowu stały się sobie równie bliskie. Może biologicznie nie były ze sobą spokrewnione, ale z pewnością mogę stwierdzić, że były dla siebie jak rodzone siostry. Wspólnie przeżywały wzloty i upadki, razem chodziły na imprezy, choć zdarzało się to rzadko, bo Ashley zwyczajnie nie lubiła imprez. Tym razem miało być inaczej. Miały już nigdy więcej się nie rozłączać, bo one dwie to była jedność. Wiadomym było, że tam, gdzie, Ashley tam też Bethany, a tam, gdzie Bethany tam też Ashley. Miały wspólne plany, choć ich życie usilnie podrzucało im kłody pod nogi. Jednak tak się nie stało... Ashley wyjechała, niemal zupełnie tracąc kontakt ze swoją przyjaciółką. Nikt tak naprawdę nie wiedział jak wszystko dalej się potoczy, bo były tysiące kilometrów od siebie. Gołym okiem można było zauważyć, że jedna bez drugiej była przygaszona i nie przypominała w żaden sposób swojej prawdziwej osobowości. Ale Ashley wróciła. Stanęła w akademickim pokoju Bethany i choć od razy rzuciły się sobie w ramiona to obie czuły, że nie będzie tak jak dawniej...
Bajki z reguły mają szczęśliwe zakończenia... Tylko, że ja od zawsze wolałam odchodzić od stereotypów.
Westchnęłam głośno spoglądając na kawałek kartki wyrwanej z zeszytu jaką zostawiła mi Bethany. Schludnym charakterem pisma było napisane, że wyszła ze znajomymi i zapewne wróci późno. Zgniotłam karteczkę, a następnie rzuciłam ją na szafkę nocną, która znajdowała się obok mojego łóżka.
Czułam się dziwnie będąc sama w pokoju, który dzieliłam z jedną z najbliższych w życiu mi osób. Doskonale wiedziałam, że nie wszystko od razu będzie tak jak przed moim wyjazdem, ale obecną sytuacja sprawiała, że tysiące igieł wbijały się w moje skamieniałe na pozór serce. Zbyt wiele słów nie padło, by mogło być tak jak dawniej... Czułam się kurewsko dobrze, gdy wczoraj wspólnie porządkowałyśmy pokój po prostu rozmawiając. Ale to nie było to co kiedyś. Nie było tej swobody, jaką czułyśmy do siebie nawzajem. I strasznie mnie to bolało, bo gdybym wtedy nie wyjechała to prawdopodobnie nadal byłoby tak jak dawniej. A tego właśnie pragnęłam. Odzyskać to, co straciłam.
Zagryzłam dolną wargę, a następnie przejechałam językiem po zębach trzonowych co stało się moim dziwnym nawykiem. Spojrzałam na wyświetlacz swojego telefonu i widząc godzinę dwunastą ani trochę się nie zdziwiłam. Zawsze kochałam spać do późna. Wyjrzałam przez okno, z którego idealny widok miałam na dziedziniec, na którym obecnie było pełno ludzi. Każdy chciał korzystać z ostatniego dnia wolności.
Cisza, która panowała w pokoju zaczęła mi ciążyć, bo gdy coś się działo to nie mogłam zbyt wiele myśleć. Natomiast, gdy było całkowicie cicho moje myśli często uciekały w niepożądanym kierunku. Nie znosiłam samotności, choć to właśnie ona w ostatnim czasie została moją najlepszą przyjaciółką.
Wyglądałam przez okno widząc tych wszystkich roześmianych nastolatków, którzy obecnie albo wybierali się na plażę, aby w jak najlepszy sposób wykorzystać ostatni dzień wakacji, albo tych, którzy dopiero przyjechali i próbowali się odnaleźć w nowej rzeczywistości.
Ostatni dzień wakacji... Przez dobre kilkanaście minut stałam pośrodku niewielkiego pokoju wpatrując się w okno zanim serce wygrało walkę z rozsądkiem i zdecydowałam się, że też spędzę ostatni dzień wakacji w miły sposób. Może nie z gronem znajomych jak Betty, ale samej też można się świetnie bawić. Prawda? Obiecałam Bethany i sobie, że postaram się nie wyróżniać z tłumu, aby nie robić wokół siebie zamieszania, więc najlepszym wyjściem był powrót do łóżka, zakopanie się w pościeli i oglądanie kolejnego sezonu The Originals. Ale z drugiej strony chcę zapoznać się ulicami Los Angeles. To nie tak, że nie byłam tutaj nigdy, bo byłam i to mnóstwo razy, ale nigdy nie miałam spędzić tutaj następnych kilku lat swojego życia. Los Angeles stało się moim nowym domem. I byłam też głodna, a zupka chińska nieszczególnie zadowalała mój burczący brzuch.
CZYTASZ
Pokochaj mnie jeszcze raz
Romance~Bo najgorzej czujesz się wtedy, gdy zdasz sobie sprawę ze swoich uczuć~ Chciałam mu wybaczyć. Chciałam wymazać z pamięci przeszłość i zacząć naszą znajomość niemal od nowa. Chciałam zapomnieć o wszystkich jego kłamstwach. Chciałam z nim być. Chc...