Prolog

878 86 98
                                    

W Sztokholmskim więzieniu panuje nieład i ogromny harmider. Każdy rozmawia, szepcze o tajemniczym człowieku, który jeszcze tego dnia powróci na ulice Szwedzkiego miasta i zacznie swoje życie na nowo. Jego sytuacja z prawem oraz fakt, że Sędzia ugiął się i zezwolił na jego wypuszczenie, sprawia wiele wątpliwości i niejasnych myśli. Mimo wszystko nikt się nie spiera.

— Jasper Magnusson — czyta z niesmakiem jeden ze strażników, podchodząc do celi owego mężczyzny. Jasper siedzi na metalowym oraz ogromnie niewygodnym łóżku i patrzy pustym wzorkiem na lekko zardzewiałe kraty. Nie czuje nic, żadnych emocji, żadnej radości czy chociażby ekscytacji. Jest całkowicie bezuczuciowy, co zaskakuje każdego dookoła.

Na dźwięk swojego nazwiska wstaje niechętnie i przenosi beznamiętne spojrzenie na umundurowanego faceta. Od razu spostrzega broń oraz paralizator, przez co skrzywia się delikatnie. Nie raz miał już okazję przetestować skuteczność tutejszych miotaczy prądu.

— Jak widać, los się do ciebie uśmiechnął — zaczyna niemrawo strażnik i otwiera przed nim mosiężne kraty. — Dzisiaj wychodzisz — rzuca słowami w stronę Jaspera, lecz ten nie zwraca na nie uwagi. Wydaje się, jakby w ogóle nie słyszał tego, co do niego mówi mężczyzna. Wyraz twarzy więźnia nie ulega zmianie, a ciało przybiera tylko pewniejszą postawę.

Strażnik prowadzi go do pomieszczenia, w którym odbywa się przygotowanie Jaspera do opuszczenia zakładu karnego. Siada na krześle i niedyskretnie rozgląda się dookoła. Nie pamięta zbyt dobrze tego pokoju, gdyż był w nim tylko raz – wtedy, kiedy został „przyjęty" do więzienia. Jego bezczelny wzrok, który błądzi po każdym centymetrze tego miejsca, jaki jest w stanie zobaczyć, szybko jednak wraca do tego, co jest przed nim.

— Jasper Magnusson — powtarza inny strażnik, zapewne przełożony poprzedniego. Ten zaś jest umięśniony, co widać nawet przez gruby mundur. Jego rysy twarzy są ostre, a sam wyraz nie wygląda na sympatyczny. Przelatuje więźnia obojętnym spojrzeniem, nie chcąc dłużej zawieszać na nim swojego wzroku. — Sąd ogłosił twoje zwolnienie — oznajmia mężczyzna, ale nie powiedział niczego, co nie było już im znane. — Nie rozumiem decyzji Sędziego — przyznaje uszczypliwie, ale szybko ucina temat. Nie powinien zagłębiać się w decyzje wyższych organów, więc tego nie robi i w porę milknie. W pomieszczeniu panuje chwilowa, lecz bardzo niewygodna, cisza. Patrzą na siebie spojrzeniami, które są całkowicie odmienne. Jasper nadal nie ukazuje żadnych uczuć, a strażnik zdradza ich zbyt wiele.

W jednej chwili do pomieszczenia wchodzi jeszcze inny mundurowy i spogląda na obu mężczyzn, szukając wyjaśnienia.

— Nie powinieneś... — zaczyna niepewnie, lecz wzrok drugiego z nich masakruje jego wnętrzności, dlatego szybko milknie.

— Tak, powinienem — ucina temat, machając lekceważąco ręką. Nie ma ochoty na zbędne drążenie tematu, dlatego wstaje ze swojego obrotowego krzesła i przybiera wyprostowaną postawę. Do jego uszu dociera dźwięk zamykanych drzwi i wie, że znajomy opuścił pokój. Skupia swoje spojrzenie na Jasperze, który patrzy na niego obojętnym wzrokiem. Młodemu dorosłemu na usta ciśnie się delikatny uśmiech, ale w porę się opanowuje. Nie ma zamiaru pokazywać swoich emocji, nie widzi takiej potrzeby.

Strażnik przełyka głośno ślinę, ale nie jest to przyczyną stresu. Mężczyzna czuje się dobrze w swoim zawodzie.

— Na start dostajesz od państwa pieniądze... niedużo, ale wystarczająco, żebyś mógł samodzielnie żyć. — Mruga kilkukrotnie powiekami, po czym, kiedy nie widzi żadnej reakcji u swojego rozmówcy, przenosi spojrzenie na jedną ze ścian, na której wisi potężny obraz. Przedstawia on autentyczny malunek więzienia. — Dostaniesz też kuratora — wspomina niedbale. — Jeżeli nie będziesz spełniał norm, to wrócisz do zakładu. Jest to chyba całkowicie jasne...

— Jasne — odpiera niewzruszony Jasper i oblizuje dolną wargę, co wyprowadza z równowagi strażnika.

— Możesz się przebrać. — Macha ręką lekceważąco, nie chcąc dłużej rozmawiać z nim.

Jasper wstaje ze swojego miejsca, ale robi to w mozolnym tempie. Nie spieszy mu się – skoro tyle czasu spędził w zamknięciu, to dlaczego miałby się upominać o każdą minutę?

Załatwia sprawy związane z codziennym ubiorem i ponownie staje przed tym samym strażnikiem. Mężczyzna wygląda teraz całkiem inaczej. Paskowaty strój zamienił na zwykłe, długie spodnie oraz koszulkę z logo lubianego zespołu. Stopy przyodziane zostają w buty sportowe, których cholernie mu brakowało. W tym wydaniu sam czuje się świetnie.

— No i super — mamrocze pod nosem strażnik i wyprowadza Jaspera z pomieszczenia.

Kiedy wszystkie potrzebne formalności dobiegają końca, mężczyzna zostaje wypuszczony. Wychodzi poza mury, za którymi spędził ostatnie kilka, czy nawet kilkanaście, lat i staje na chodniku, patrząc przed siebie. Nabiera głębokiego wdechu, czując powiew świeżego powietrza, które napaja go wolnością.

Na jego ustach widnieje delikatny uśmiech, który poszerza się z sekundy na sekundę. Nie musi już ukrywać swoich uczuć. Może całkowicie oddać się swoim emocjom i żyć.

Po prostu żyć... 

(Nie)prawdziwy ŁobuzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz