Naprawdę nie wiem jak to wszystko się działo, wydaje mi się, że to nie była całkowicie moja wina, ten koń tak strasznie się wierzgał i ryczał. Ja chciałem tylko na niego wsiąść, a może nawet kawałek pojechać. Głaskałem go delikatnie po boku, a nawet po cichu do niego mówiłem, gdy wydawało mi się, że nikt nie patrzy. Jednak nawet to nie pomagało. Zostałem oblany za piątą próbą poskromienia go. Gdyby nie trafił mi się dokładnie ten to myślę, że poszło by mi o wiele lepiej, tak próbowałem sobie przynajmniej wmawiać. No, a ten karmelowy nie był by lepszy? Jakoś lepiej mu się z oczu patrzy. Rozejrzałem się po placu, jednak nie zostało na nim już wiele osób. Szczerze mówiąc zawsze wydawało mi się, że miałem dobry kontakt ze zwierzętami, a jednak chyba grubo się myliłem, sarkałem w myślach podnosząc się jednocześnie brudnej z ziemi. Cholera. Otrzepałem ubranie i patrzyłem jak cała reszta zbiera się do środka po zajęciach. Byłem ostatni i jako jedyny nie zaliczyłem jazdy na koniu z przeszkodami. Ahhh. Za za budynku wyłonił się Armin, który szedł w moją stronę z butelką wody.
-Nie martw się tym tak strasznie, zaliczysz to na spokojnie jutro, dzisiaj to nie był twój dzień - podszedł do mnie i poklepał pocieszająco po ramieniu, podając przy okazji picie.
-Nie chodzi mi o same upadki - Spojrzałem na niego, a potem na wciąż śmiejącego się z tyłu Jeana - To była wręcz sromotna i ośmieszająca porażka, Spuściłem głowę idąc za przyjacielem na kolację.
Tak właśnie miał skończył się ten fatalny dzień, a jednak jutro muszę to powtórzyć. No nie wytrzymam. Włóczyłem nogami po ziemi, zmierzając w stronę naszych sypialni.
-Eren! Wstawaj, za piętnaście minut mamy być na dole. Powoli uchyliłem moje zmęczone powieki. Za jakie grzechy to wszystko musi się dziać.
-Nie drzyj się tak Armin - Przewrócił oczami i oparł się o ramę mojego posłania. Podniosłem się już na równe nogi, jednak nie omieszkałem spojrzenia z pod byka na dzień dobry. Chociaż tyle mogłem. Chwyciłem ubranie leżące na rogu oparcia i skierowałem się już nieco żwawszym krokiem w stronę łazienki.
-Poczekaj na mnie, zaraz wyjdę i pójdziemy razem. - Nic już nie mówił, ale kątem oka wychwyciłem, że rozsiada się na mojej pościeli. Szybko przemyłem twarz wodą i zarzucając na siebie ciuchy pognałem do przyjaciela.
- Tak w ogóle to gdzie jest reszta? - Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jesteśmy sami w pokoju. Rozejrzałem się na boki, a wszystkie łóżka były równiutko pościelone. No może oprócz jednego.
-Jean coś już znowu wymyślił więc większość poszła za nim zobaczyć co odwala, a Mikasa została poproszona do gabinetu dowództwa.
-Co, dlaczego? - Próbowałem wychwycić jakiś dziwny wyraz twarz, ale jego mina nie wydawała się jakaś inna. Był po prostu spokojny.
- Przecież dobrze wiesz, że już niedługo kończymy treningi i mamy wybrać grupę, do której wstępujemy. Ona była najlepsza z całego korpusu treningowego. Po za tym rusz się już, nie zostało nam dużo czasu do zajęć. - Uniósł się i pokierował w stronę drzwi, na znak, że zaraz mnie zostawi. - Ja mam zaliczyć technikę walki wręcz, a ty korzystanie ze sprzętu trójwymiarowego na koniu. - OH matko. Spojrzałem na niego z szerokim uśmiechem. Na spokojnie to zdam, tylko niech mi zmienią tego konia. Naciągnąłem jeszcze górę od munduru i byłem gotowy do wyjścia.
-Wiesz, że dzisiaj wraca z wyprawy grupa kaprala Levi'a? - zapytał blondyn idąc za mną wzdłuż korytarza.
- Serio? - Od razu się jakoś zestresowałem. Gdy wybiorę grupę zwiadowców, prawdopodobnie wybiorą mnie do grupy właśnie najsilniejszego żołnierza. Chyba tylko trzy osoby będą mieli przydzielone grupy. Ale kapral Levi, ma najmniejszą. Podekscytowanie rosło, gdy o tym myślałem.
CZYTASZ
Przywiązanie ||Ereri|| [ZAKOŃCZONE]
Fanfiction~Fabuła toczy się w świecie Snk. Mogą występować spojlery fabuły. Ereri = Eren + Levi. Jak poradzi sobie młody chłopak, gdy życie zrzuci na niego falę niepisanych nieszczęść. W jaki sposób podejdzie do tego wszystkiego bezlitosny Kapral, a jak zac...