Studium w Kurzu (cz.1)

737 78 20
                                    

- Pani Watson!- zawołał ktoś z recepcji. Jane odwróciła się na pięcie rzucając miłe spojrzenie recepcjonistce trzymającej w ręku jakieś papiery. Rachunki. Zły znak.
- Doktor Watson- poprawiła kobietę Jane.- Mam tytuł naukowy i lubię, kiedy się go używa.
        Pracownica hotelu przez jakiś czas nie mogła znaleźć odpowiednich słów i stała z dziwną miną, która przypominała Jane łeb karpia. Rozwarta, pulchna buzia cywila. W wojsku niecodzienny widok, ale nie tutaj. Życie bez munduru było trudniejsze niż jej się wydawało.
- Ekhem- odchrząknęła recepcjonistka i z powrotem przyjrzała się kartce papieru.- Doktor Watson, zalega pani z opłatami za pokój.
- Wiem, nie dostałam jeszcze pracy, ale…- zaczęła Jane, lecz przerwało jej wymowne spojrzenie kobiety.
- Szuka pani pracy już od miesiąca- stwierdziła chłodno.- Może najwyższy czas wyprowadzić się z hotelu? Niech pani poszuka współlokatora, wtedy cena mieszkania na wynajem będzie mniejsza. Radziłabym popytać znajomych- dodała recepcjonistka i wróciła do swoich zajęć dając do zrozumienia, że rozmowa się zakończyła.
- Nasz klient, nasz pan, co?- mruknęła Jane wychodząc. To jasne, że musiała znaleźć pracę i żadna otyła pracownica hotelu nie musiała jej o tym przypominać. Trudno jednak odnaleźć coś na rynku, kiedy jest się utykającą weteranką z Afganistanu.
        Westchnęła, spoglądając na swoją nogę, która notorycznie dawała o sobie znać uporczywymi bólami. Była młoda, nie chciała spędzić reszty życia za biurkiem londyńskiej przychodni, słuchając biednych, starszych pań uskarżających się na żylaki.
        Dźwięk dzwonka rozdarł powietrze w parku. Wiecznie drżąca ręka Jane wyciągnęła telefon z kieszeni i zerknęła na wyświetlacz. Mike Stamford.
- Jak życie w cywilu, doktor Watson?- dobiegł ze słuchawki rezolutny głos Stamforda. Jane obejrzała się za siebie, zerkając na sylwetkę budynku hotelu.
- Wiesz, Mike… Zabawne, że dzwonisz- zaczęła.- Znasz jakąś zdesperowaną kobietę, która pilnie potrzebuje współlokatorki? – zapytała.
- Owszem- odpowiedział, a zaraz potem się roześmiał. - Ale to ty musiałabyś  być bardzo zdesperowana, by chcieć z nią zamieszkać… Słyszałaś  może o Sherly Holmes?
***
- Ile leży?- zapytała Sherly patrząc na bladą twarz trupa.
- Kilka godzin, to świeżak- odparł Matt zbierając dokumentację z sąsiedniego stołu do sekcji zwłok i ukradkiem zerkając na Sherly. Nie ulegało wątpliwości, że była piękną kobietą, a jej śnieżnobiała cera i delikatnie zakręcone, czarnokrucze włosy potrafiły zawrócić w głowie niejednemu mężczyźnie. Jemu oczywiście także.
- Doskonale- błękitne oczy detektyw zalśniły, gdy wyciągała bat.- Zaczniemy od pomiarów sińców- stwierdziła, okładając zimne ciało niezliczonymi uderzeniami.
        Matt skrzywił się. Niesamowite ile siły chowały w sobie z pozoru wiotkie i chude ręce Sherly. Dziewczyna skończyła z zachwytem patrząc na swoje dzieło. Na skórze trupa powoli zaczęły pojawiać się fioletowawe zabarwienia. Zerknęła na zegarek.
- Świetnie. Mamy 12:35 i dwadzieścia… trzy sekundy- stwierdziła chowając z powrotem tarczę zegarka pod mankiet fioletowej koszuli.- Matt, potrzebuję analizy barwy krwiaków i ich objętości w kolejnych minutach i godzinach- powiedziała z powrotem zarzucając na siebie idealnie skrojoną marynarkę- Oczywiście, nie masz nic przeciwko?
- Cóż… Ja…- zaczął.
- Tak myślałam- odparła uśmiechając się szybko i kierując się do drzwi. Niesamowite. Czy jej życie nie zwalniało chociaż na chwilę?
- Sherly!- zawołał, a ta odwróciła się w drzwiach.
- Tak? Brakuje ci jakiś wytycznych?- zapytała chłodno, ale i…z lekkim rozbawieniem?
- Co?... Eee, nie- stwierdził szybko. Matt był jednym z najlepszych patologów szpitalu św. Bartłomieja. Ale jeśli chodziło o kobiety, szczególnie takie jak Sherly, cóż… Tu zaczynały się schody- Zastanawiałem się tylko, czy…Eee… Nie miałabyś ochoty na kawę?
- Jasne- odparła.- Czarną z dwiema kostkami cukru. Będę w laboratorium- rzuciła i pożegnał go jedynie głośny stukot obcasów.
Westchnął. Tak, Sherly Holmes, choć widocznie tego nieświadoma, zdecydowanie potrafiła zawrócić w głowie.
***
        Drzwi otworzyły się i Jane dostrzegła szpitalną pracownię laboratoryjną.
- Mała odmiana- mruknęła, przypominając sobie godziny spędzone w podobnej, gdy była jeszcze na uczelni. Mike uśmiechnął się i przepuścił ją w drzwiach. Od razu uderzyła ją charakterystyczna woń płynów do dezynfekcji. Sterylnie czysto. Po rzeczywistości na froncie, laboratorium zdawało się być fatamorganą.
- Sherly- zaczął Stamford, a kobieta siedząca przy mikroskopie uniosła głowę na dźwięk swojego imienia.- To moja stara znajoma, doktor Jane Watson- czarnowłosa skinęła  głową, ledwie obdarzając przybyłych jakimkolwiek spojrzeniem.
- Mike, mogę użyć twojego telefonu? Potrzebuję napisać- stwierdziła krótko ledwie odrywając się od pracy przy aparacie. Jane zmarszczyła brwi. Odniosła wrażenie, że znajdowała się nie na miejscu, a obecna w laboratorium nieznajoma, gardzi jej obecnością.
- Nie, niestety zostawiłem go w płaszczu- odparł Mike, oklepując kieszenie spodni.
- Ja mogę pożyczyć- zdziwił ją jej własny głos.- Weź mój- powiedziała podając telefon Sherly. Dziewczyna wstała i wzięła telefon z jej ręki z niemal niemym „Dziękuję”.
- A tak przy okazji- zaczęła nie przerywając pisania sms‘a.- Afganistan czy Irak?
- Słucham?- zapytała zbita z tropu Jane automatycznie przypominając sobie o kulejącej nodze.
- Gdzie służyłaś, pani doktor? W Afganistanie czy w Iraku? – powtórzyła Sherly kończąc pisanie i oddając jej telefon.
- W Afganistanie, ale skąd ty…- zaczęła, rzucając zdziwione spojrzenie Stamfordowi. Ten jedynie tajemniczo się uśmiechnął, unosząc palec w górę na znak, że to nie koniec.
- Lubisz grę na skrzypcach?- Jane usłyszała kolejne pytanie. Zerknęła niepewnie na Sherly, która wiązała właśnie wokół szyi swój niebieski szal.
- Grę na skrzypcach…?- powtórzyła powoli próbując znaleźć sens w rzucanych przez nową znajomą.
- Gram na skrzypcach, kiedy myślę- kontynuowała Sherly.- Czasem milczę całymi dniami i nie zwracam uwagi na ludzi dokoła. Dużo palę. Współlokatorki powinny wiedzieć o sobie te najgorsze rzeczy.
- Współlokatorki?- Jane rzuciła oskarżycielskie spojrzenie w stronę Stamforda.- Mówiłeś jej o mnie?
- Ani słowa- przyrzekł rozkładając niewinnie ręce.
- Nie mówił. Ja mówiłam- stwierdziła szybko Sherly zdejmując czarny płaszcz ze szpitalnego wieszaka przy drzwiach.- Dzisiaj rano wspomniałam Stamfordowi, że trudno mi znaleźć współlokatorkę i proszę… Ledwo mija południe, a przedstawia mi swoją starą znajomą, która niedawno wróciła z misji w Afganistanie- zapięła ostatni guzik i uśmiechnęła się szybko.- Znalazłam ładne mieszkanie w dobrej lokalizacji. Razem będzie nas na nie stać. Możemy spotkać się tam jutro o 19:00. Mam napięty grafik.
- Zaraz!- jęknęła Jane, a kobieta w płaszczu zatrzymała się w drzwiach.
- Coś nie tak?- zapytała stawiając kołnierz i uśmiechając się tajemniczo.  
- Tak. Dopiero co poznałyśmy nasze nazwiska, nic o sobie nie wiemy i już mamy razem mieszkać? Nie znam nawet adresu!- krzyknęła Jane, zanotowywując rozbawione spojrzenie Mike’a.
         Przez chwilę wydawało jej się, że w oczach Sherly widzi iskierki podniecenia, a potem zatopiła ją lawina szybko wypowiadanych słów.
- Nic o sobie nie wiemy? Nazywasz się Jane Watson i jesteś, a może raczej byłaś, lekarzem wojskowym w jednym z pułków brytyjskiego wojska w Afganistanie. Po ranieniu na polu walki zostałaś odesłana do Anglii. O tamtych wydarzeniach przypomina ci noga. Nie jest jednak efektem owego ranienia, twój terapeuta uważa, że ma to podłoże psychologiczne. Ma rację. Teraz szukasz osoby, która dołoży ci się do mieszkania, ale nie poprosisz brata o pomoc. Z jakiegoś powodu go nie akceptujesz. To przez jego alkoholizm lub fakt, że odszedł od żony. Albo to i to. Myślę, że to wystarczy na początek.  
        Jane zamrugała, uświadamiając sobie, że nieznajoma osoba właśnie przedstawiła jej życiorys.
- Jak ty…- zaczęła.
- Tak więc, jestem Sherly Holmes, a adres to 221B Baker Street- kobieta mrugnęła zadziornie i zniknęła za oszklonymi drzwiami.
- Ona tak zawsze?- wydukała zaskoczona Jane i zajrzała do swojej komórki. W wysłanych wiadomościach widniał napisany przez Holmes sms:
Jeśli facet ma zieloną drabinę, aresztujcie go!
~SH
- Zawsze- potwierdził pogodnie Mike.- Przyzwyczaisz się. Raczej.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 30, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

"The Game is On!"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz