*Camila*
Wróciła z Tonym z miesiąca miodowego zaledwie tydzień temu. Poszli z Jamesem, Bruce'em i Peterem do parku, żeby spędzić razem czas i przy okazji pobiegać trochę dla kondycji. Chłopcy ganiali się przed nimi. Mieli już 8 miesięcy. Stanęli na chwilę, żeby złapać oddech. Oboje mieli na piersi jednostkę mieszkalną nanocząsteczek.
- Jesteś szczęśliwy? - zapytała Camila.
- Tak, bardzo. A ty? - zapytał Tony.
- Ja też - powiedziała i pocałowała go w usta, co odwzajemnił.
Ich pocałunek został nagle przerwany, gdy pojawił się jakiś portal, z którego wyłonił się mężczyzna w niebieskiej szacie i z czerwoną peleryną na plecach. Rozpoznali w nim Stephena Strange'a. Oczywiście nie znali go wcześniej, ale widzieli go w telewizji i Camila wiedziała że Tony zgłosił do niego przypadek Rhodeya, ale Strange miał wypadek, a potem zniknął. Wyglądał inaczej niż za czasów bycia neurochirurgiem, ale to na pewno był on.
- Tony Stark, jestem Doktor Stephen Strange. Potrzebuję cię - powiedział mężczyzna, potwierdzając ich przypuszczenia. - I gratuluję ślubu, tak przy okazji.
- Przepraszam, rozdajesz jakieś bilety? - zapytał Tony.
- Mówię poważnie. Nie będzie przesadą jeśli powiem, że ważą się losy wszechświata - powiedział Strange.
- Skoro tak, to mógłbyś być tak miły, żeby poczekać aż odeślę trojaczki do domu? Albo otwórz im portal tam - powiedziała Camila.
- Ty nigdzie nie idziesz - powiedział jej mąż.
- Też jestem członkiem Avengers - zauważyła.
- Słyszałaś co powiedział Strange, ważą się losy wszechświata. Wolę mieć pewność, że nasze dzieci będą miały po tym choć jednego rodzica. Zabierz chłopców do domu, potem możesz powiadomić resztę Avengers. Przynajmniej tych, którzy zostali. No i oczywiście rodzinę królewską inhumans. Ich pomoc też może się przydać - powiedział.
Scott wyjechał, bo musiał z czymś pomóc Hankowi Pymowi, nie wiedzieli w czym. Clint wyjechał na swoją farmę, żeby spędzić czas z rodziną i od tej pory nie było z nim kontaktu. Także Steve opuścił siedzibę i nikt nie wiedział dokąd się udał. Zostawił jedynie Tony'emu telefon, żeby mógł zadzwonić, gdyby go potrzebował. Wanda i Vision wyjechali gdzieś, żeby spędzić czas we dwoje. Również Natasha i Sam gdzieś pojechali. Właściwie w Nowym Obiekcie zostali tylko Rhodey i Peter, bo T'Challa i Bucky byli w Wakandzie. Parker miał jechać dzisiaj na wycieczkę, więc Rhodes był jedynym Avengerem, który pozostał w siedzibie. Była tam też jeszcze królewska rodzina inhumans, bo nadal nie udało im się odtworzyć Attilanu na Ziemi. Daisy nie było, bo miała jakąś misję ze swoją drużyną z T.A.R.C.Z.Y, której nigdy im nie przedstawiła ani nawet o niej nie wspominała.
- No dobra - powiedziała, nie chcąc się kłócić. Miała jednak nadzieję że uda jej się wziąć udział w tej misji, czegokolwiek ona dotyczyła.
Tony pożegnał ją pocałunkiem, poczochrał chłopców po włosach i poszedł ze Stephenem. Zdążyła zobaczyć kawek pomieszczenia po drugiej stronie portalu, zanim mag go zamknął. Wróciła z chłopcami do domu. Już miała zadzwonić do Rhodeya, gdy nagle poczuła mdłości. Pobiegła to łazienki i zwymiotowała do toalety dzisiejsze śniadanie. Pomyślała że to ze stresu. Bo w końcu co innego? Wykluczała ciążę, bo przecież się zabezpieczali, nie chcieli mieć więcej dzieci po trojaczkach. W obecnej sytuacji kolejne dziecko i tak nie byłoby najlepszym pomysłem. Siedziała jeszcze jakiś czas przy sedesie, zanim mdłości jej minęły. Wstała, umyła ręce i poszła do salonu. Włączyła telewizor i zobaczyła jak w Wiadomościach pokazują ogromny statek kosmiczny unoszący się nad Nowym Jorkiem i zniszczenia wokół. Ten statek już odlatywał. Nigdzie nie widziała Tony'ego, Strange'a ani żadnego innego superbohatera czy maga. Wyjęła telefon i zadzwoniła do męża.
CZYTASZ
Inhuman: Wojna z Thanosem||T.S.
FanfictionCamila i Tony wrócili z miesiąca miodowego, jednak długo nie nacieszyli się spokojem, bowiem Ziemi, a nawet całemu wszechświatowi zagraża Thanos. Czy bohaterom uda się go pokonać i jaki udział będzie miała w tym Gobertecno? Jedno jest pewne, w tej w...