Rozdział 1

21 6 2
                                    

Niech ktoś się nade mną zlituje i zabroni wybierać piosenek Olivii. Jazda z nią autem to koszmar, dodatkowo jej gust muzyczny opiera się na rocku. Nie mówię, że to źle bo lubię rock ale jej talent do śpiewania jest na minusie.

- Błagam skończ nas torturować – odezwał się Derek nasz wybawiciel, który siedział na tylnym siedzeniu. Na szczęście szybko dojechaliśmy do szkoły. Wysiedliśmy wszyscy z pojazdu i ruszyliśmy do budynku szkoły na pierwsze lekcje. Kiedy jednak podeszliśmy do drzwi drogę zatorował nam Alex – szkolny idiota, który uwielbia się znęcać nad ludźmi. Zastanawiam się czasami po co tacy ludzie chodzą do szkoły. Chyba tylko dla rozrywki, bo ich życie pozaszkolne jest jeszcze nudniejsze.

- Witamy w piekle rudzielcu – spojrzał na mnie pełnym kpiny wzrokiem. Jestem chyba jego ulubioną zabawką. Aktualnie nie przerażają mnie już jego pogróżki ani groźby w moją stronę. Po prostu wystarczy, że go zignoruje i zwinnie ominę. Odwróciłem od niego wzrok i kiedy ponownie spojrzałem przed siebie zobaczyłem korytarz szkolny wypełniony uczniami. Westchnąłem zwycięsko, że tym razem zachowałem swoją dusze. Poszedłem do szafki po książki od historii. Nagle ktoś za moimi plecami uderzył w moją szafkę, tuż obok mojej głowy. Jestem martwy – pomyślałem. Kiedy się jednak obróciłem zobaczyłem, że moim napastnikiem jest mój przyjaciel Dorian.

- Nie strasz mnie debilu – walnąłem go delikatnie w ramie.

- Nie moja wina, że boisz się wszystkiego co się rusza – zaśmiał się, a ja jedynie prychnąłem z uśmiechem na twarzy. – To jak zaprosiłeś go wreszcie na jesienny bal? – przyłożyłem dłoń do jego ust, żeby go uciszyć. On jak zawsze gada głupoty.

- Ciszej... jesteśmy na korytarzu szkolnym, każdy może cię usłyszeć a szczególnie William – patrzałem na niego wściekłym wzrokiem. Nie cała szkoła musi wiedzieć, że jestem gejem i chce zaprosić jednego przystojniaka na bal.

- Usłyszeć co? – przeszedł mnie dreszcz. Obejrzałem się za siebie a tam oczywiście musiał stać chłopak z swoimi bujnymi lokami.

- A n-nic wa-ważnego – zawsze się przy nim jąkam i gubię zdrowy rozsądek.

- Ooooo jak dobrze się składa – Dorian się odezwał, wcześniej polizał moją rękę którą dalej miał na ustach. Wzdrygałem się. Ale z tego, że się odezwał nie wynikało nic dobrego szczególnie jeżeli uśmiecha się w ten swój sposób. – Bo widzisz Arthu ma problem z biologią i się zastanawiał czy możesz mu pomóc się pouczyć – oczywiście było to kłamstwem, ponieważ jestem dobry z biologii.

- Pewnie, chodźmy do laboratorium zostawiłem tam swoje rzeczy i możemy się też tam pouczyć – zaproponował Will. Jak zawsze jest miły dla wszystkich jak na przewodniczącego samorządu uczniowskiego przystało. Jest też bosko przystojny. Spojrzałem na Doriana, który tylko uśmiechał się dumnie, a swoim uśmiechem mówił – nie ma za co. Potem go uduszę.

Szedłem za chłopakiem do sali laboratoryjnej. Czułem się trochę niepewnie. Naprawdę chciałbym go zaprosić na bal jesienny. Jednak na pewno wiele dziewczyn z jego rocznika już do niego w tej sprawie podbiła. Dodatkowo co taka osoba jak ja może dla niego znaczyć. Jest miły dla każdego w tej szkole. Westchnąłem smutny, jednak wiedząc, że jak nie spróbuje go zaprosić to będę tego potem żałować. Weszliśmy do sali i usiedliśmy w jednej z potrójnych ławek.

- To czego nie rozumiesz? – zapytał brunet patrząc na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Speszyłem się i odwróciłem wzrok. Widziałem, że jak cokolwiek powiem to zacznę się jąkać, a przez to speszę się jeszcze bardziej.

- W sumie to wszystko rozumiem – spojrzał na mnie ze zdziwieniem. – Ale chciałbym się więcej dowiedzieć o egzorcyzmach i demonach – dodałem speszony. Nie interesowało mnie to jednak za bardzo. To Olivia miała na tym punkcie bzika. Tak samo jak Will jednak on traktował to bardziej poważniej, jakby był jakiegoś rodzaju egzorcystą. Może mi się jednak tylko wydawać, przecież każdy może mieć zainteresowania takie jakie chce.

- Hmm a co byś chciał wiedzieć? – spojrzał jeszcze bardziej zdziwiony na mnie. Speszyłem się trochę.

- Można je odstraszyć? B-bronić się p-przed nimi? – znów zacząłem się jąkać. Automatycznie zrobiłem się czerwony.

- Żeby się obronić wystarczy trochę święconej wody, można też wypowiedzieć egzorcyzm. Jednak lepiej unikać z nimi konfrontacji – mówił to jakby one miały naprawdę istnieć.

- Hah okej... - spojrzałem mu w oczy niepewnie. Teraz miałem idealną okazje zapytać czy pójdzie ze mną na bal. Chociaż znałem odpowiedź, która oznaczała nie. – Słuchaj, czy chciałb-byś może – patrzył się na mnie tym głębokim spojrzeniem, a w jego tęczówkach można było utonąć.

Z korytarza było można usłyszeć, że zadzwonił szkolny dzwonek. Wrócił mi zdrowy rozsądek i podniosłem się. Podziękowałem ,że poświęcił mi swój ceny czas i uciekłem. Nawet nie pozwoliłem mu odpowiedzieć. I dalej nie zdołałem zapytać się go o szkolny bal. Zamknąłem drzwi i westchnąłem. Z opuszczoną głową ruszyłem przed siebie. Uderzyłem w kogoś sylwetkę, jak na złość musiałem trafić na Alexa.

"Uważaj jak chodzisz!" – tego się spodziewałem, że powie ale powiedział zupełnie co innego co zbiło mnie z nóg

- Wszystko okej? – zatkało mnie. Przypomnijmy sobie, że jest to ta sama osoba, która ceiszy się z mojego nieszczęścia. Wycofałem się unikając większej dziwnej konfrontacji z nim.

Uciekając na lekcje natrafiłem na Olivie, która tak samo jak ja będzie mieć lekcje historii.

- Olivia, czy ty czasem nie rzuciłaś na mnie jakiejś klątwy? – zapytałem podbity. Może mój pech z miłością życia jest spowodowany przez nią.

- Nigdy! Skąd ci to przyszło do głowy? – spojrzałem jej w oczy, a ona od razu wiedziała co mi po głowie chodzi. Jakby czytała mi w myślach. – Znów dostałeś kosza? – zaśmiała się.

- Kosza od losu – weszliśmy spóźnieni do sali i usiedliśmy w ławkach.

Myślami na pewno byłem daleko od historii omawianej na lekcji. Dalej myślałem o mojej kolejnej porażce i pewnie nie ostatniej. Nigdy nie uda mi się go zaprosić gdziekolwiek, a nawet jakby się udało to pewnie by odmówił.

-... panie Arthurze może pan nam przeczyta tekst? Widzę, że jesteś bardzo zainteresowany co działo się starożytnej Grecji – nagle otrząsnąłem się. Zacząłem szukać w plecaku książki, jednak nigdzie jej nie było. Sprawdziłem drugi raz cały plecak i nigdzie jej nie było. Pewnie została w sali od biologii.

- Przepraszam pana ale zostawiłem moją książkę w laboratorium – nauczyciel zbył mnie tylko ręką i pozwolił pójść po podręcznik. Biegiem udałem się do sali. Kiedy otworzyłem drzwi panowała dziwna atmosfera i wydzielał się dziwny zapach. Wręcz okropny, musiałem zakryć sobie nos. Na jednej z ławek dostrzegłem mój podręcznik. Szybko chwyciłem za niego. Zrobiłem krok do tyłu i poczułem pod stopami coś mokrego. Była to jakaś czerwona ciecz. Dopiero teraz zorientowałem się, że ten dziwny zapach był od krwi rozlanej na podłodze. Za ławką natomiast leżały zwłoki.

Diabolus est amansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz