Snowman

319 36 78
                                    

W całym domu panowała piękna dla ucha, lecz męcząca cisza. Czasem jedynie naczynia wyjmowane z szafek oraz dźwięk wody z kranu ją przerywał, ale nie tak jak chcieli. Ta cisza była nie tyle ciszą po kłótni, lecz ciszą żałobną. Dużo czasu minęło, czas zapomnieć, mówią ci, którzy nie zaznali prawdziwego smutku po stracie osób, które budowały życie i wspomnienia. Szczególnie cicho zrobiło się, gdy święta zaczęły zbliżać się dużymi krokami.

Steve próbował zapomnieć od dawna, ale nie umiał. Zajmował sobie czas różnymi czynnościami, ale nie umiał zapomnieć. Nie przypuszczał, że żal, poczucie winy i pustka będą tak długo trwać. W nocy często dręczyły go koszmary, w których widział rozpadającego się w proch najlepszego przyjaciela. Bynajmniej starał się nie pokazywać swoich słabości, gdy w pobliżu była Nat. Wiedział, że jej również nie było łatwo i że się obwinia.

Kiedy stojąc przy oknie mężczyzna zobaczył pierwszy śnieg w tym sezonie, uśmiechnął się pod nosem. Przez jego głowę przeleciało mnóstwo wspomnień z udziałem Bucky'ego, gdy jeszcze przed wojną urządzali sobie bitwy na śnieżki i wieczorami jeźdzli na łyżwach. Ale wojna przyszła nagle i zabrała normalne życie.

Wszedł do kuchni, gdzie zastał Natashę robiącą sobie herbatę. Oparł się biodrem o framugę drzwi i przyglądał się kobiecie, którą w głębi serca uważał za naprawdę piękną. Przez dłuższą chwilę udawała, że nie widzi tego, że na nią patrzy, lecz gdy zrobiło się to trochę irytujące wywróciła oczami.

— Mógłbyś przestać? — spytała nawet nie odwracając się w jego stronę.

— Przestać co? — udawał, że nie wie, o czym mówi kobieta. — Co mam przestać?

Wreszcie obróciła się w jego stronę i oparła się plecami o blat kuchenny. Uniosła brew, a na jej twarzy pojawił się bardzo delikatny uśmiech, który po chwili zgasł.

— Patrzeć się. Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty?

Kąciki jego ust uniosły się wysoko, gdy zobaczył, jak bardzo zirytowana tą sytuacją była. Nie wiedział, co niby było w tym złego, bo trzymając się tego, co doradził mu kiedyś James, przestał próbować zrozumieć kobiety, a w szczególności Nat. Miała ona wyjątkowo ciężki charakter i ciężko było ją rozszyfrować. Wszystko stało się jeszcze trudniejsze, gdy Romanoff zamknęła się w sobie, po pstryknięciu Thanosa, kiedy to załamała się.

— Akurat nie mam nic do roboty — włożył dłonie w kieszenie spodni. — Ale wymyśliłem co możemy zrobić.

— Wyjawisz mi swój pomysł? — Natasha spytała zaintrygowana i odstawiła kubek z herbatą na stół.

— Ubierz się ciepło — rzekł krótko i wyszedł z kuchni, przez co Nat straciła go z pola widzenia. Nie miała pojęcia, o co mu chodziło, ale z czystej ciekawości postanowiła to sprawdzić.

Już ubrana w ciepłą, zimową kurtkę oraz ciemną wełnianą czapkę wyszła przed dom i po chwili dostała czymś w tył głowy.

— Ej! — krzyknęła zdenerwowana i odwróciła się w stronę, gdzie było słychać donośny śmiech. Rogers miał w dłoniach jeszcze dwie, średniej wielkości śnieżki, których najprawdopodobniej nie zawahałby się użyć. — Powiedz mi teraz, po co tu jestem.

— Jak to po co? — spytał z uśmiechem. — Rozejrzyj się Nat, jest zima. Nie widzisz śniegu?

— Jeszcze nie jestem ślepa, Steve. Widzę, że jest śnieg. I nadal znam się na porach roku i wiem, że jest zima.

— Oh, wiem, że widzisz — machnął dłonią i zaczął iść w jej stronę. — Ale pytaniem jest, czy widzisz piękno tej pory roku?

— Co niby w zimie i śniegu jest takiego wyjątkowego i pięknego? Przecież śnieg to zmrożona woda, a zima to niskie temperatury oraz plagi przeziębień. Nie widzę w tym nic szczególnego.

snowman ʳᵒᵐᵃⁿᵒᵍᵉʳˢ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz