(kłótnia to koniec odc 1 sezonu 7, ale dalsza akcja jest przeze mnie wymyślona )
Pov. Nikogo
- Działałeś za moimi plecami?! - Voight warknął na Halsteada
- Sierżancie nie wiedziałem co mam zrobić. Pomyślałem że może... - odpowiedział tonem zbitego psa
- Tak wiem... wiem co myślałeś! Myliłeś się, prawda? Dałem jej szansę do załatwienia spraw! Zrobienia co musiała zrobić! - krzyknął sierżant, a Jay tylko przytaknął. - Działałem na zwłokę!
- A skąd mogłem to wiedzieć?! - krzyknął Jay.
- Nie wiedziałeś, bo nie pytałeś!!! - krzyknął bardzo głośno wkurzony Voight
- Nie pytałem?! Pytałem!!! Ale ty nie chciałeś mi nic powiedzieć! - krzyknął Jay
- Powiedziałem ci, że się tym zajmę!!! Ja! Nie zaufałeś mi!
- Bo bałem się, że ciebie to może dotyczyć! Że to ty go zabiłeś, albo byłeś z kimś w zmowie rozumiesz?! - warknął Jay
- To był jej wybór Jay! Rozumiesz?! Jej! Nie twój! - wydarł się sierżant. - JEJ!!! Jeżeli chciała sobie wpakować kulkę w łeb w pełnym umundurowaniu, to miała prawo! To była jej decyzja! Jeżeli mi nie ufasz, Jay... to WYNOŚ SIĘ STĄD! - krzyknął Voight.
Jay czuł, że w oczach zbierają mu się łzy, ale nie mógł tego pokazać. Nie spodziewał się, że usłyszy takie słowa od Voighta. Sierżant odszedł od niego i poszedł do swojego biura ochłonąć, a Jay został przy swoim GMC.
Po chwili sam ochłonął i wrócił do wydziału. Od razu zaczepiła go Hailey.
- Wszystko ok? Było was słychać... - zapytała zmartwionym głosem.
- Taaa... jest okey. - odpowiedział Jay i podszedł do swojego biurka. Wtedy ze swojego biura wyszedł Hank.
- Chodźcie... mamy strzelaninę.
Pov. Jay
Wszyscy wyszliśmy z wydziału i pojechaliśmy na miejsce zbrodni. Podczas drogi Hailey pytała się mnie czy na pewno wszystko ok, ale zbywałem ją. Nic nie było ok... zawiodłem wydział... zawiodłem Voighta. Powiedział, żebym się wynosił. Te słowa cały czas były w mojej głowie... "WYNOŚ SIĘ STĄD" Hank był dla mnie jak ojciec, a teraz... sam już nie wiem.
Po paru minutach przyjechaliśmy na miejsce. To była istna masakra. 5 ciał. Wszyscy zostali postrzeleni w głowę, najprawdopodobniej przez snajpera.
- Egzekucja... - powiedział Voight sam do siebie. - Dobra, Upton i Halstead pogadajcie ze świadkami, Ruzek i Burgess przeszukajcie nagrania z kamer, Atwater dowiedz się kiedy zginęli.
Wszyscy przytaknęliśmy poruszając głowami i rozeszliśmy się w swoje strony.
Podszedłem z Upton do świadka.
- To pani zadzwoniła pod 911? - zapytała Upton, kiedy podeszliśmy do świadka.
- Tak to ja. - odpowiedziała roztrzęsiona kobieta
- Widziała pani co się tutaj działo? - zapytałem.
- Tak... szłam akurat ze sklepu i wtedy usłyszałam strzały... Ale nie padły one z ziemi.
- W jakim sensie? - zadała pytanie Hailey.
- Na ulicy nie było nikogo z bronią, poza tym jak ktoś zaczął strzelać to popatrzyłam na jeden z balkonów i widziałam kogoś z takim długim pistoletem. - opowiadała roztrzęsiona kobieta. - Aha i... zanim zaczęły się strzały to zobaczyłam jak na głowie jednego z tych postrzelonych był taki czerwony punkcik... jakby od lasera.
- Snajper... - powiedziała Upton i na mnie spojrzała.
- Na to wygląda... - odpowiedziałem. - Dziękujemy, bardzo nam pani pomogła. Pojedzie teraz pani z naszym kolegom spisać zeznania na posterunku dobrze?
- Dobrze. - odpowiedziała i poszła ze mną do mundurowego. Powiedziałem mu co i jak, i odszedłem. Kiedy byłem blisko Voighta zauważyłem coś pomiędzy jego oczami... To był laser od karabinu snajperskiego.
- Voight! - krzyknąłem i popchnąłem go tak, że pocisk trafił mnie w szyję. W tym momencie nastała ciemność.
CZYTASZ
Chicago PD - Ratunek
FanfictionHistoria o dziwnym początku i jeszcze dziwniejszym zakończeniu ;) Czyli o Jayu Halsteadzie, który jak zwykle wpada w kłopoty Miłego czytania! ~~N