Let It Snow

187 20 181
                                    

   TO BYŁY PIERWSZE ŚWIĘTA, które Theresa Burke spędzała w Hogwarcie. Jej rodzina — stary, czystokrwisty ród pełen idiotycznych i jak na jej gust mogących odejść w zapomnienie tradycji — co roku zbierał się w rezydencji–zamczysku, by świętować i pod maską uprzejmych uśmiechów obrażać się nawzajem. Magia świąt, jaką pamiętała z dzieciństwa, zniknęła gdzieś na przestrzeni lat i teraz zastąpił ją jedynie chłód i rozmowy o rosnącej potędze Czarnego Pana.

   Naprawdę się więc cieszyła, że rodzice pozwolili jej pozostać w tym roku w Hogwarcie. Upraszała ich na wiele sposobów — jej nadchodzące egzaminy były kluczowym argumentem, bo wszyscy wiedzieli, że święta w domu Burke'ów wiązały się z czasem ciągle spędzanym z rodziną i wychodzeniem na przyjęcia organizowane przez inne szacowne rody.

   Nie tylko ona podjęła taką decyzję; Augustus Rockwood i Evan Rosier również pozostawali na święta w szkole. Być może to właśnie ich nieobecność na rodzinnych spotkaniach zadecydowała o tym, że państwo Burke zgodzili się na to samo ze strony swojej córki.

   To właśnie te powody podawała Theresa w licznych listach do domu, jednak żaden z nich nie był do końca prawdziwy. To znaczy oczywiście, naprawdę musiała się uczyć, a Rockwood i Rosier zostawali w Hogwarcie, jednak zwłaszcza to drugie okrutnie ją zniechęcało. W rzeczywistości powód miała jeden: to był jej ostatni rok w szkole i chociaż raz chciała spędzić tu święta.

   I, co niesamowite, udało jej się tego dokonać! Spacerowanie po zupełnie pustych korytarzach zamku napawało ją teraz ogromną dumą, tak jakby szkoła została jej zdobyczą po długiej i wyczerpującej walce.

   W zasadzie — skoro w czasie przerwy świątecznej nie trzeba było nosić mundurków — mogła się pozbyć krawatu i przyozdobionej herbem jej domu szaty wierzchniej. Było to jednak coś, do czego przymuszona by była w domu, więc ani myślała się na razie przebierać.

   Bo niestety jej gryfoński mundurek — ani przydział, jak zdążyła się na własnej skórze przekonać — nie był witany w jej rodzinnych progach z entuzjazmem. Oczywiście i tak miała lepiej niż Syriusz Black, ale jej rodzina niejednokrotnie dała jej do zrozumienia, jak bardzo zawiodła ich swoją przynależnością do szkolnego domu.

   Theresa nie chciała dać im większej satysfakcji i liczniejszych okazji do rzucania w jej stronę mniej lub bardziej zawoalowanych obelg, więc już od pierwszej klasy dbała, by jej stopnie były wyższe niż pozostałych uczniów. Nie było to zawsze proste, ale koniec końców się opłaciło — w tej sferze nikt nie mógł powiedzieć o niej ani jednego złego słowa. No a poza tym dało jej to teraz doskonałą wymówkę do pozostania w Hogwarcie.

   Z przyzwyczajenia więc nogi same zaniosły ją aż pod drzwi biblioteki. Theresa wślizgnęła się przez nie cicho, skinęła głową pani Pince i skierowała się w stronę ukrytego w głębi pomieszczenia stolika.

   Zajmowała go — jak z resztą przez znaczącą większość czasu — Daisy Norton, jej przyjaciółka. Nachylona nad pergaminem tworzyła esej na jakąś lekcję, mimo że te miały się odbyć dopiero za dwa tygodnie. Chociaż... nie, nie było przy niej żadnego podręcznika.

   — Co tam skrobiesz? — zapytała, przysiadając się do Daisy.

   Dziewczyna była tak zatopiona w swojej pracy, że aż podskoczyła zaskoczona.

   — Uprzedzaj, jak przychodzisz, Tess — westchnęła, upewniwszy się wcześniej, że nie rozlała po tekście atramentu. — A to — Wskazała na pergamin — to opowiadanie, jakie chcę wysłać do Proroka. Mam nadzieję, że je opublikują.

   Tessa nachyliła się zaciekawiona. Czytała już kilka opowiadań Daisy i były całkiem dobre. Była ciekawa, jak to wypadało na tle pozostałych.

Let It SnowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz