A wiecie co? Ja w sumie wcale nie chcę, żeby 2020 się skończył. Wiem, jak to może brzmieć, ale posłuchajcie mnie.
Zawsze wszystko, co niby ma być pechowe, mi wychodzi na korzyść. Nie wiem jak to działa, ale największe szczęście mam w piątek trzynastego.
W 2020 odkryłam swoją płeć, zaczęłam chodzić z moją jf, którą kocham nad życie, okazało się, że większość moich przyjaciół była fałszywych i dzięki lekcjom on-line się od nich uwolniłam...
Mogłabym wymieniać bez końca, ale żeby dobitnie stwierdzić fakt, oprócz tego, że na lekcjach przez internet gorzej mi się uczy, nie widzę żadnych minusów w tym roku (no i oczywiście dystans społeczny, ale no cóż)
Kiedy ten rok się skończy, następny może okazać się dla mnie naprawdę pechowy. Nie chcę, żeby tak było, bo mam dużo planów, które chcę zrealizować.
Nie będzie tu więc świątecznej tematyki, ani nic w tym stylu, zwłaszcza, że nie lubię świąt, ale to dyskusja na inną okazję.
(A jestem podjarana sylwestrem tylko dlatego, że przychodzi do mnie wtedy moja jf. Pozderki.)