Hejka,
nie mam za bardzo komu się wyżalić, więc piszę tutaj.
Byłam wczoraj na rekolekcjach szkolnych- był to trzeci dzień i uznałam, że wypadałoby się z raz pokazać :D- i czego się dowiedziałam?
Że jestem diabłem.
Tak...
A dlaczego? Bo w wyniku dość ciężkich kilku miesięcy w moim życiu w ostatnim roku, zostałam sama. Musiałam odciąć się od osób, które uznawałam za przyjaciół, a które tak naprawdę jedynie pogłębiły moje lęki społeczne, jakich nabawiłam się w podstawówce i ponownie obniżyły moje poczucie własnej wartości.
ALE- jak się okazało- samotność jest cechą diabła. Co więcej, diabeł jest samotnością; diabeł jest sam etc.
Miło... Dobrze wiedzieć, że skoro, ze względu na dobro swojej psychiki, odcięłam się od ludzi, którym kiedyś ufałam (przez co nadal nie jestem w stanie komukolwiek tak serio zaufać), jakiś typ określa mnie mianem czystego zła...
I to nie tak, że jestem z tej grupy BARDZO religijnych osób (do których jak na przekór należy jedna z tych, które mnie zraniły), ale mimo wszystko jestem człowiekiem wierzącym i nigdy nie sądziłam, że zostanę tak odsunięta od społeczności w której się wychowałam.
Nigdy, przysięgam już nigdy nie mam zamiaru postawić stopy w kościele, gdzie to usłyszałam.
Nie chcę się odcinać ogólnie od religii, bo w mojej parafii jest serio tolerancja do wszystkich, ale tutaj już nie mam zamiaru się "zapuszczać".
Sorki za długi wpis, ale dziękuję wszystkim, którzy postanowili jednak przeczytać moje smuteczki.
A dla tych, którzy też mają tak słabą sytuację z przyjaciółmi, jak ja, polecam piosenkę "No friends". Mi wtedy pomogła.
Dzięki jeszcze raz i papatki!
PS: Jeśli chodzi o kolejne rozdziały raczej nie dam rady póki co pisać. wzięłam się za maturę i jeszcze przez najbliższe tygodnie chciałam skupić na tym całą uwagę. Jeśli poczuję się w miarę pewnie ze swoją wiedzą, może coś wrzucę przed majem, ale póki co proszę o cierpliwość :)