Witajcie!
Dawno tu nic nie pisałam, ale dziś muszę, bo się uduszę.
Należę do osób, które uważają, że "Harry'ego Pottera" powinno się zostawić w spokoju. Za każdym razem, gdy słyszę o jakimś "nowym" projekcie, aż mnie skręca. "Przeklęte Dziecko" było dla mnie koszmarem, a na nowe filmy nawet się jeszcze nie zebrałam. Gdy ogłoszono serial, byłam wściekła, ale ostatecznie uznałam, że są ludzie, którzy na niego czekają.
A potem przyszła wiadomość, która mnie zabiła – wybór aktora do roli Severusa Snape’a. Zagra go Paapa Essiedu. Nie kwestionuję jego talentu, ale... nie, nie i jeszcze raz nie.
Rowling opisała Snape’a jako mężczyznę o ziemistej cerze, haczykowatym nosie, tłustych czarnych włosach i surowym, gotyckim wyglądzie. Jego zimna inteligencja i skrywane emocje czyniły go postacią wyjątkową. Alan Rickman uchwycił to doskonale. Tymczasem wybór aktora, który kompletnie nie pasuje do tej wizji, wydaje mi się zwyczajnym skokiem na kasę, a nie hołdem dla fanów.
A Wy co sądzicie? Jak oceniacie ten casting?