To do jutra, a to na rozbudzenie ciekawości:
– Ja wiem, że tobie może to wydawać się błahostką. Czymś na wzór ucieczki dziecka z domu, wymknięcia się ukradkiem w czasie nałożonego na nie szlabanu. Jednak, Katerino, ty nie jesteś dzieckiem. Jesteś żoną i matką piątki dzieci. Winnaś świecić przykładem, zamiast postępować lekkomyślnie. Wiesz, że mogły zatrzymać cię straże kontrolne?
Katerina marszczy czoło, ale przytakuje.
– Pewnie dlatego namówiłaś do pomocy Samuela. Mając mężczyzna w samochodzie, za kierownicą, miałyście większe szanse dotrzeć do celu niezatrzymane. A co by było, gdyby jednak ktoś was zatrzymał? Co wtedy byś powiedziała? Że dokąd jedziesz? Że dlaczego nie czekasz w domu na męża? A co jeśliby sprawdzili, kto w domu pozostał i zapytali, dlaczego nie ma cię przy młodszych dzieciach? Salvador jest jeszcze za mały, by móc pozostawiać go samemu sobie.
– W domu był już Simon – wtrąca Katerina.
– Który nie miał pojęcia, że wyszłaś! – nieznacznie się unoszę. – Zostawiłaś mu dziecko pod opieką, nawet go o tym nie informując.
– Obaj spali! – Katerina wybucha.
– Ty też powinnaś! – odpowiadam jej tym samym i wstaję z miejsca. Czynię to nazbyt impulsywnie, przez co oblewam spodnie wodą z wódkę. – A bycie czyimś przyjacielem nie polega na podążaniu za nim do piekła, poprzez najgorsze z jego pomysłów. Jest wręcz odwrotnie. Powinno się wybijać, takim jak Eva, wszelkie szaleństwa z głowy.
– A więc dokładnie wiesz gdzie byłam i z kim – stwierdza Katerina.
– A ty dokładnie wiesz, gdzie być powinnaś, a gdzie ciebie być nie powinno. – Odkładam szklankę. Zmierzam w stronę biurka. Z jego szuflady wyjmuję długą, ale niegrubą drewnianą linijkę. Jej szerokość jest nieco większa niż kciuk. – Rozbierz się do bielizny, następnie połóż plecami na rekamierze – instruuję.
Wzrok Kateriny, który wciąż podąża za mną, informuje mnie o tym, że żona zdaje sobie sprawę z tego jaka kara ją czeka, choć w naszym małżeństwie została ona zastosowana zaledwie raz.