LUDZIE.
OFICJALNIE JESTEM DUMNA Z SIEBIE I ZE SWOJEJ EKSTRAWERTYCZNEJ NATURY
Przed chwilą musiałam latać po sąsiadach bo zabrakło prądu (musiałam uratować sernik w piekarniku) i przeżyłam jedną z najbardziej niezręcznych chwil w moim życiu.
Story time:
Mama kazała mi najpierw iść do sąsiadów u góry, mieli prąd. U dołu nikt nie odpowiadał. Potem miałam iść pod jedynkę do jakiegoś faceta, który coś tam z prądem miał wspólnego (do teraz nie wiem co)
Idę tam, pukam, otwiera. Ja mam takie "o ciul co powiedzieć" i po prostu mu wyjaśniłam że nie mamy prądu i że to tylko my, a on mi mówi takie: "i co ja miałbym z tym zrobić?"
Ja miałam takie wtf chłopie ty przecież jesteś jakimś administratorem klatki schodowej i się na tym prądzie znasz ponoć, ale mówię "no bo mi mama powiedziała żeby do pana pójść"
W tle jakiś dzikie okrzyki jego dziecka, on mi mówi o jakiejś skrzynce, wracam do mieszkania, szukam skrzynki na korytarzu, ciula znajduję, mama zaczyna też biegać po sąsiadach, aż w końcu wraca. I zgadnijcie co.
Piekarnik działa.
Chłop przychodzi, mówi że załatwił, my wdzięczne i cieszące się że będzie nam dane zjeść sernik oraz ja rozmyślająca że co to za święta bez jakiejś dramy
KONIEC STORY TIME DO ZOBACZENIA W ONE-SHOCIE
Żegnam ja Was