18, 2, p
Wasze usta tańczą mornę,
ona uczyła ciebie jak łapać oddech,
ani na sekundę nie zamknąłeś powiek,
ona zawstydziła twój największy kompleks,
topnęliście jak kostki lodu, naiwność była potem,
ona była beczką prochu, a ty łatwopalnym amokiem,
sprawiłeś, że jej moralność uciekła w popłochu,
zostawiła ci bliznę, ona podpisała się na tobie,
ona szarpnęła twoją moralność, nie mogła oderwać wzroku,
jej onirystyczny szał miał paraliżującą urodę,
naucz ją teraz kurwa zabijać wrogów,
sztuki, która rozpaliła w was nowy ogień,
Pieprzyliście normy,
to wasza druga naiwna młodość,
was eksapizm był samotny,
z pasją całowała, by poczuć wolność,
z krutuazją podpisała się,
nie zapomnisz, bo to nie był sen,
los się z ciebie szyderczo śmieje,
bo znowu straciłeś serce,
pozwoliła ci na wszystko,
nawet na zostanie jej jedyną pozytywną myślą,
nie miałeś obaw, że skrzyżowała palce,
ale to cię zachwyciło, bo pokazała każdą swoją kartę,
w twoim miewaniu każda wersja ciebie jest najlepsza,
w byciu najgorszą na jaką można godzinami czekać,
nie mogła jedynie złamać twojego serca,
które biło równo z jej sercem,
bratnia dusza, to nie przeznaczenie,
to był twój plan, nie wyobrażenie,
ona wpadła ci w oko, by zaprzyjaźnić się z mrokiem,
i z namiętnością słuchała cię słowo po słowie,
jeśli jesteś odważny, to wypalisz diurę w łańcuchach,
jeśli ona jest odważna to sprawi że oprawca wyzionie ducha,
pisałeś, że jesteś biadą, wygodną biadą,
i jej w tym dobrze, bo wyszła z twarzą,
pełną dzikich uśmiechów i z wiarą,
że wasza krew i wasz pot, był chaosem,
który stworzył świat, gdzie nie jesteś utratą,
tylko pieprzonym paradoksem,