Zeszła ze mnie adrenalina ostatnich dwóch tygodni. Dosłownie byłam ostatnio strasznie naładowana przez zaistniałe sytuacje, w środę się przeładowałam adrenalinę na własne życzenie (wycieczka do Energylandii), a w czwartek ze mnie zeszło jak z źle zawiązanego balonu. Teraz jestem flak i troche dziwnie się z tym czuje..
Ale co tam, wycieczka fajna, kto powiedzia, że w szkole średniej są dorośli ludzie? (Nauczyciele bawili się chyba lepiej niż podopieczni.) Platonicznie kocham Zadrę, made in małopolska! Moje serce zaczeło dosłownie bić innym rytmem niż zazwyczaj. Hyperion też niczego sobie, ale nie ma tego czegoś co zapiera dech w piersi i wyciska łzy szczęścia i od wiatru z oczu. Zwykle na zdjęciach tych mocniejszych atrakcji wychodziłam jak alpaka przez stosowanie przeciwwagi (coś ciągnie w prawo, ja ciągnę w lewo, coś do tyłu, a ja w przód). Ale na zdjęciu na Mayanie i tych lżejszych wyszłam jak pilot odrzutaowca, dosłownie nic nie było po mnie widać oprócz uśmiechu.
A wy macie jakieś pżeżycia z adrenaliną, albo z tamtąd?