Fragment zbliżającego się rozdziału na osłodę :D
"Z mieszkania dobiega totalny jazgot, gdy otwieram drzwi. Zrzucam torbę z ramienia i ze zmarszczonymi brwiami wchodzę do salonu, gdzie Vivian ubrana w krótkie spodenki, stanik i długie, grube skarpety w renifery tańczy przy miotle służącej jej w tym momencie za mikrofon.
— We'll give it a shot. Ohh, we're half way there. Oh-oh, livin' on a prayer!
Patrzę w niedowierzaniu na blondynkę, gdy plecami do mnie wykonuje moon walk w ogóle nie pasujący do śpiewanej przez nią piosenki Bon Jovi'ego. Głośniki chodziły na pełny regulator i byłam zaskoczona, że żaden z sąsiadów nie zadzwonił jeszcze do drzwi lub na policję. Vivian kręci głową robiąc wiatrak z włosów po czym pada na kolana i wyrzuca prawą rękę w górę z rozpostartą dłonią wykrzykując z siebie kolejne słowa refrenu.
— Take my hand, we'll make it I swear! Oooooh-oh, livin' on a prayer! Ooo...
Chwytam pilota leżącego na szafce obok i zatrzymuję to szaleństwo nim uda się jej dotrzeć do najlepszego i zarazem najgłośniejszego momentu. W mieszkaniu rozbrzmiewa już tylko krzyk dziewczyny, który urywa się po zaledwie dwóch sekundach, gdy do jej uszu dociera wyłącznie jej własne wycie. Zdezorientowana odwraca się w kierunku sprzętu grającego obok którego stoję i piszczy z przestrachem, gdy tylko zauważa mnie stojącą z pilotem w ręce.
— Ja pierdolę, Raylin!
Przykada rękę do zapewne szybko bijącego serca. Jej twarz i dekolt są czerwone, a oddech przyspieszony zapewne z wysiłku po jej wybitnym występie.
— Mogę wiedzieć co ty robisz? — pytam i wpatruję się w nią, gdy nieskrępowana poprawia zsunięte ramiączko różowego stanika.
— Sprzątam — mówi krótko.
Rozglądam się sceptycznie po salonie, który wygląda, jakby przeszło przez niego tornado. Wszystkie dekoracje z mebli znajdowały się na podłodze, podobnie jak nasze ubrania, śmieci i brudne szmatki, którymi musiała wycierać kurze.
— Nie zapomnij zaprosić dziwek do tego burdelu.