Iamnamedsilence

Kto nie zaznaczył tej kratki u dołu? Ano ja. Więc raz jeszcze: ósmy i ostatni rozdział Kwiatów na wietrze wisi.

Iamnamedsilence

To naturalne martwić się o przyjaciół, ale bać się o kogoś w momencie, kiedy to nie jemu dzieje się krzywda - to już jest trochę dziwne.
          Ale tylko trochę. I o niczym nie świadczy. Prawda?
          Prawda?,
          
          Czyli: Rozdział piąty "Kwiatów na wietrze".

Iamnamedsilence

Rozdział czwarty "Kwiatów na wietrze" wisi, czyli jesteśmy w połowie tekstu.
          Nie w połowie fabuły, tyle mogę zdradzić, bo mam ją rozpisaną na dwa teksty: i "Ogród na dnie morza" się pisze, choć między obiema częściami planuję coś lżejszego w tym świecie (będą gobliny!).
          
          W każdym razie: dziś ciąg dalszy przygody a Oleander nadal się łudzi, że wszystko z nim w porządku…

Iamnamedsilence

Wrzuciłam trzeci rozdział "Kwiatów na wietrze". Tu powinno być jeszcze napisane coś, co was zachęci do przeczytania, ale tak strasznie nie wiem, co to powinno być... Macie jakieś pomysły, co powinnam zrobić, żebyście zajrzeli? (Hej, jest was - obserwujących mnie - trochę, na pewno macie jakieś pomysły!)

Iamnamedsilence

Pierwszy rozdział "Kwiatów na wietrze" do przeczytania!
          
          Fae nie pozwolą odejść jednemu ze swoich.
          
          Wiele lat temu Oleander opuściłu Ys, uciekając przed intrygami, szukając przygody oraz inspiracji dla swojej muzyki. Znalazłu swoje miejsce na pirackim statku i zaczęłu upodabniać się do istot dookoła nich. Nie można jednak bezkarnie opuścić Ludu, wyprzeć się własnej natury i dziedzictwa.
          
          Kiedy w pirackim porcie zjawia się jenu krewny, Oleander wie już, że nie może dalej uciekać. Nie ważne, gdzie popłynie teraz statek i jakie nowe przygody znajdzie załoga: klątwa została już rzucona, klątwa, której ośrodkiem są uczucia, z których Oleander nie zdaje sobie sprawy.

Iamnamedsilence

Co, ja co robię? Ja sobie w opku rzeźbię :) (dobra, w opku które w zasadzie jest mikropowieścią, w powieści, w pomyśle na powieść, w pomyśle na opko, w rzeczach do erpeżka... you know the drill, 10000 pomysłów na godzinę)
          
          
          Nie była to pierwsza ani ostatnia okutana opończą z kapturem postać odwiedzająca Ząb Krakena. Opończa z kapturem co całkiem użyteczna odzież, zwłaszcza w taką pogodę, nie mówiąc już o jej użyteczności dla wszystkich indywiduów pragnących zamanifestować swoją tajemniczość. Tym razem jednak na krawędzi opończy Oleander dostrzegłu wzór motylich skrzydeł – zblakły i poszarpany, lecz dość wyraźny, by dało się rozpoznać barwy.
          Zacisnęłu zęby, wbiłu panokcie we wnętrza dłoni. Nie było ucieczki – drugie fae wpatrywału się w nu spod kaptura. Podłużne, całkowicie ciemne oczy przypominały dwie szpary nicości, tym wyraźniejsze, że twarz pod kapturem miała odcień zimnego, białego marmuru.
          Fae zdjęło kaptur. Opończa rozsunęła się i teraz miała formę peleryny w kształcie skrzydeł. W rysach fae niewiele było śmiertelnej miękkości. Oleander przebywając poza Ys starału się zwykle utrzymać choć pozory, w końcu większość rozumnych gatunków nie ufała jenu rodzajowi. To fae nie starało się nawet. Jego twarz była jak wyrzeźbiona z lodu, czoło wieńczyła korona wypustek i czułków, palce swą długością i ilością stawów przypominały pajęcze nogi. Pod peleryną nie dało się wyraźnie dostrzec, gdzie kończy się ciało, a zaczyna ubranie. Napierśnik opinający smukły, androgyniczny tors przypominał żebra: może faktyczny kawałek żywej kiedyś istoty, może część ciała fae, może wyrafinowaną rzeźbę. Peleryna mieniła się teraz bielą i czerwienią, choć spody pokrywających ją łusek pobłyskiwały czernią.