Też macie coś takiego, truskaweczki, że chcielibyście napisać coś oryginalnego, od podstaw swojego, ale boicie się, że wyjdzie wam słabo? Albo nawet nie oryginalnego, tylko fanfiction. Od kilku lat mam wymyślone kilka opowiadań i nawet nie próbuję ich zacząć. Jedyne co robię, to gromadzę do nich pomysły. Źle się z tym czuję. Fakt, przez te lata zmieniałam wydarzenia, wygląd bohaterów, zdążyłam uśmiercić co najmniej tysiąc ludzi... ale to wszystko tylko w mojej głowie i nieznacznie w niechlujnych notatkach. Bo widzę, że ciągle robię błędy, pewnie też podświadomie porównuję się do innych, a to chyba każdemu się zdarzyło. Niby chciałoby się spróbować, a jednak jest obawa, że utknę w jakimś momencie, stracę zapał, czy po fakcie zauważę błędy lub stwierdzę, że fabuła po prostu jest do kitu. Aktualnie mam wymyślone trzy fanfiction i bodajże siedem własnych historii, plus wczoraj wleciał mi do głowy kolejny pomysł i niestety mi się spodobał ;-; Jeśli do końca życia uda mi się to wszytko napisać, to będę świętować. Ah, zapomniałam dodać, że jestem patentowanym leniem ze słomianym zapałem, to też utrudnia sprawę.
Albo z innej beczki, wiecie, co jeszcze jest wredne? Jak ma się pomysł, a potem czytasz coś i widzisz coś bardzo podobnego lub wręcz identycznego, jak on. I tak się zastanawiałam, słyszy się czasami, że coś jest plagiatem, najczęściej piosenka. A właściwie autor tego plagiatu mógł nigdy nie słyszeć piosenki, do której jest podobna ta jego. Oczywiście jak jest bardzo znany utwór, to ciężko w coś takiego uwierzyć. Jednak może wystąpić sytuacja, że dwoje ludzi z różnych stron świata, niezbyt znanych, może wpaść na identyczny pomysł i żaden z nich nie będzie wiedział o istnieniu drugiego. I gdzie tu wtedy sprawiedliwość? Ten, który wyda piosenkę później, nie będzie mógł udowodnić, że jest ona jego oryginalnym pomysłem, gdyby ktoś zarzucił mu plagiat. To bardzo przykre.
Trochę ponarzekałam, ale czasem trzeba. Miłego wieczoru, truskaweczki.