Przygotowuję dla Was rozdział 11.
I o Salazarze najwężowszy, szykujcie się na coś mocnego.
Z tym rozdziałem długo nie mogłam dojść do ładu (naprawdę długo... właściwie piszę go od grudnia zeszłego roku), a to dlatego, że w sumie... skończyła mi się fabuła. Wojna z Voldemortem wygrana (a przynajmniej pozornie, ale o tym kiedy indziej), i przez długi czas stałam w kropce, jak to dalej pociągnąć.
W końcu, po wielu różnych wersjach i załamaniach nerwowych, doszłam do wniosku, że chyba najlepiej będzie to po prostu oddać im - Ragan i Severowi. Nie będę bawić się w jakieś moralne rozterki czy inne nie wiadomo co, w końcu nie piszę drugiego Kordiana tylko fanfik o Harrym Potterze, na Merlina. Tak więc rozdział 11 to właściwie zbitek luźnych scen, bez większego ciągu przyczynowo-skutkowego.
Co mogę Wam jeszcze powiedzieć? A to, żebyście przygotowali się na sporą dawkę cringe'u i utratę rozumu i godności człowieka.
Powiem szczerze, nie mam pojęcia, czy ktoś w ogóle czyta te moje notatki tutaj. Więc, tak mi się zdaje, mogę chociaż raz o coś pożebrać - jeśli macie ochotę, będzie mi bardzo miło, jeśli napiszecie coś w komentarzach poniżej. Może, na przykład, co Waszym zdaniem stanie się w tym 11 rozdziale. Albo w ogóle jak Wam się podoba moja dotychczasowa praca.
Tymczasem do środy! (albo wtorku) :DDDDDDD