Krótko i na temat, co mi się przytrafiło podczas aktualnej podróży do Warszawy - Jako iż jestem mega zafascynowana dubbingiem, i osobami, które się tym zajmują miałam pewien, dość głupi i dziecinny cel - chciałam przypadkowo spotkać któregoś z aktorów głosowych tak o, w mieście... Pierwszy dzień spędziłam w galerii ciągnąc się za matką i ciocią, które porwał szał zakupów, nic ciekawego, następnego dnia wybraliśmy się ogólnie na taki spacerek po Wawie, byliśmy w gruzińskiej piekarni, muzeum Pragi itp. Aż doszliśmy do "Konesera", pierwsze co, moją uwagę przykuł tłum ludzi w pewnym miejscu. Zastanawiając się, co takiego mogło przyciągnąć tyle ludu podeszłam do grupy, za mną szła mama i ciocia, rozglądałam się dookoła, widziałam pewnego rodzaju "plan filmowy" i jakichś ludzi w gajerach, mając słaby wzrok nie widziałam ich twarzy, pomyślałam, że to nic ciekawego i wróciłam do robienia zdjęć, trochę zawiedziona, bo chciałam spotkać Adamczyka, wtedy się to stało... Robiąc zdjęcie ciocia zaczęła mówić, czy to czasem nie Adamczyk, ja z mamą pomyślałam że zapewne nas wrabia itp. tyle że mama również postanowiła ponownie zerknąć na Panów w garniturach i potwierdziła teze... Był to Piotr Adamczyk we własnej osobie. Zmroziło mnie, zszokowało nie mogłam nic z siebie wydukać. Stałam jak ten kołek i patrzyłam się w drugą stronę zbyt zestersowana aby spojrzeć się na niego. Teraz tego żałuję, bo po Grzegorzu Kwietniu jest to mój drugi ulubiony aktor dubbingowy (mimo, że bardziej występuje w filmach a nie podkładaniu głosu) a ja, przez swój durny stres nie ośmieliłam się podejść i chociaż poprosić o fotkę.
Aktualnie siedzę sobie u cioci na kanapie i pisząc to wysłuchuje, jak mama którejś już z rzędu osobie opowiada, jakiego ja miałam fuksa, los mi pomógł, ale ciało i umysł już nie