Wiecie, jakie sceny są dla mnie najbardziej problematyczne przy pisaniu? Nie zgadniecie.
Nie są to sceny erotyczne. Te pisze mi się całkiem sprawnie.
Nie są to też sceny akcji, bo na te zwykle czekam z wytęsknieniem, uwielbiam je pisać.
Nie są to też sceny przemocy, bo o dziwo lubię pisać z perspektywy villainów (choć w prawdziwym życiu brzydzę się nawet zabić muchę).
Nie są to też sceny tańca, choć mogą wydawać się porąbane. Wbrew obiegowej opinii, nie tak łatwo opisać scenę tańca, aby brzmiała ciekawie.
Przechodząc do sedna, najgorsze jest dla mnie pisanie milusich scen, w których bohaterowie wygrywają / godzą się / wyznają sobie miłość / decydują się być ze sobą i już żadne przeszkody nie stoją im na drodze xD Co ja niby mam wtedy robić? Gdy tak się dzieje, to myślę sobie, że kurde, nic tu po mnie, czas wyruszać na szukanie kolejnych ofiar...
Zastanawiam się, czy coś jest ze mną nie tak, skoro wolę, gdy bohaterowie cierpią. Tak jest ciekawiej!!! xD
Miłego wieczoru i dzięki za wysłuchanie moich przemyśleń. Buźka ❤️