31 grudnia - Rozpie**** na pelnej.
No więc... w ostatni dzień roku w moim życiu stalo sie coś wyjątkowego. Nie, nie wygrałam w lotka. Nie, nie spotkałam ksiecia z bajki. Moje życie wybrało opcję: „Rozp****dol na pełnej”. I wiecie co? Poszło mu świetnie! 20 tysięcy kawałków mojego świata leży teraz na podłodze, reszta wbila sie w suffit. Ale...
Dzisiaj stanę na balkonie, z szampanem w ręku, i będę patrzeć na fajerwerki, przypominajac sobie, ze życie lubi się rozpieprzać, w moim przypadku , zawsze z przytupem.
I to nic. 2024 może się rozpierdalać, może mnie testować, może rzucać mi wyzwania, a ja i tak wiem jedno: 2025 będzie należał do mnie. Wtedy zobaczycie najlepszą, najsilniejszą wersję mnie. Taką, której nic i nikt nie zatrzyma.
Wczoraj płakałam – pierwszy raz od lat. Dziś wycieram łzy, bo nie mam czasu na żal. Wyciągam kieliszek i piję za to, że choć życie czasem wygląda jak niekończący się remont, to ja nie przestanę budować.
Moment idealny, 31 grudnia. Idealny na głęboką refleksję, prawda? Jak to jest, że z roku na rok życie zawsze potrafi zaskoczyć mnie w ten cudownie pokrętny sposób? Myślisz, że już sięgnąłeś dna, a tu nagle ktoś podaje ci łopatę i mówi: „Kop dalej!”.
I co teraz? Nie wiem. Może zostanę autorką poradnika: „Jak nie ogarniać życia i przetrwać na chaosie”, albo zgłoszę się na mistrzostwa świata w rozwalaniu wszystkiego, co się tylko da. Wygram z miejsca. Hahaha...
Więc piję za chaos, za eksplozje, za to, że czasem trzeba wszystko rozwalić, żeby zbudować coś lepszego. I piję za siebie – za tę, którą dopiero się staję.
Do zobaczenia w 2025!