"Oparła ciężar ciała na dłoniach obejmujących rąb umywalki. Zwiesiła głowę, a układane mozolnie subtelne fale opadły, niemal sięgając niecki. Gdy na siebie patrzyła, myślała tylko o tym, jak bardzo jest niezadowolona ze swojego wyglądu. Dziś jej ręce drżały jak nigdy wcześniej, czyniąc ruchy nieprecyzyjnymi. To cud, iż makijaż nie wyglądał najgorzej. Użyła zbyt dużo bronzera, którego za nic nie dało się zblendować, z symetrią ust męczyła się dobre pięć minut, a gdy chciała zwieńczyć maskarą — trochę popaćkane neutralnymi beżami — oko, szczoteczką władowała sobie tusz na linię wodną, brudząc całą dolną, prawą powiekę.
Wypuściła głośno powietrze, na końcu pojękując z bezsilności. Zacisnęła palce, aż kłykcie pobielały. Wolała nie malować paznokci, bo kto wie, jaka katastrofa wydarzyłaby się z czerwonym lakierem. To jeden z tych dni, gdy funkcjonowała, jakby cofnęła się w poziomie swoich umiejętności do samego początku. Wszystko to robiła setki razy, jednak tego popołudnia, kiedy chciała wyglądać ładnie, czuć się pewnie, co pomagało w zachowaniu odwagi, każda czynność przychodziła jej z trudem."