Multivariate_Ego

"— Masz do wyboru trzy opcje — rzekłam przepełnionym złością głosem, patrząc na Michała. Oderwał na moment wzrok od ekranu Samsunga, ale w jego oczach nie zauważyłam żadnych emocji. — Wybierz mądrze — dodałam. Nie zauważył, ale palce mojej prawej dłoni nerwowo obracały pierścionek zaręczynowy.
          	Jego uwaga na powrót skupiła się na wyświetlaczu.
          	— Jadę do Poręby.
          	— Sam? — ton lekko zadrżał.
          	— No.
          	Szybkim ruchem ściągnęłam złoty ring. Pierścionek z diamentem uderzył o blat stołu. Zasłużyłam na zdziwione spojrzenie.
          	Zerwałam się z krzesła, a nóżki głośno jęknęły, sunąc po podłodze.
          	— To koniec — podsumowałam.
          	Uniósł brew. Opuścił telefon. Przyglądał się mi, ale z wyrazu jego twarzy nie mogłam nic wyczytać. Nawet mnie to nie zdziwiło; póki nie wypił więcej, z trudem egzekwowało się od niego uczuciowy coming out.
          	Nie czekając, wyciągnęłam reklamówki i ruszyłam w stronę niewielkiej garderoby. Rozłożyłam pierwszą torbę. Sięgnęłam po stertę starannie złożonych ubrań, zaciskając zęby i próbując zatrzymać tę gulę rosnącą w gardle w środku. 
          	Podczas gdy on siedział na kanapie, pisząc wiadomości, ja wypełniłam pierwszą zieloną, wielorazową torbę z Auchana. Nie tylko agamy przyglądały się mi w milczeniu; w pewnym momencie i on przestał odwracać wzrok. Ignorował też desperackie próby zachęcenia go do zabawy przez Bezę. Brązowy kundelek skakał po dywanie z jaskrawo-zieloną piłką w zębach, raz za czas trącając właściciela w piszczel.
          	— Więc się wyprowadzasz? — zapytał.
          	Zerknęłam przez ramię. Trzymał ten cholerny telefon. Dlaczego, do cholery, chociaż nie chwilę go nie odłoży?"

Multivariate_Ego

"Wyciągnęłam zawartość szuflady na bieliznę na środek biurka.
          	  — Tak — potwierdziłam.
          	  Kiedy jest mi smutno, gdy jestem zła, nie chcę, by ktokolwiek się do mnie odzywał. Tak było i w tym wypadku, bo zaraz poczułam, jak tama się napręża, grożąc pęknięciem — wylewem brzydkich uczuć i niepowstrzymanych potoków łez.
          	  — Okej — mruknął pod nosem.
          	  — Miałeś trzy opcje do wyboru — warknęłam. Zatoki puchły, oczy piekły. — A wybrałeś najgorszą. — Milczał, więc mówiłam dalej. — Mogłeś wziąć mnie ze sobą. Mogłeś zostać dziś ze mną. Mogłeś… jechać sam. Wybrałeś tę najgorszą.
          	  Zamrugał, ale bez zrozumienia.
          	  — Wychodzę — poinformował."
Reply

Rivi185

Hej! ❤️
          
          Zapraszam cię bardzo serdecznie do mojej autorskiej powieści <<3
          
          Myślę, że spodoba ci się jeśli lubisz książki z takimi motywami:
          
          - Enemies to lovers 
          
          - He fell first 
          
          - Holiday romance 
          
          ❀
          
          
          - Zamknięta w sobie, od dziecka gnębiona dziewczyna z małego miasteczka 
          
          Oraz
          
          - Bogaty syn prawnika z dużego miasta, który aby lepiej ją poznać postanawia udawać bezdomnego
          
          https://www.wattpad.com/story/372020363?utm_source=android&utm_medium=link&utm_content=share_writing&wp_page=create&wp_uname=Rivi185

Multivariate_Ego

"— Masz do wyboru trzy opcje — rzekłam przepełnionym złością głosem, patrząc na Michała. Oderwał na moment wzrok od ekranu Samsunga, ale w jego oczach nie zauważyłam żadnych emocji. — Wybierz mądrze — dodałam. Nie zauważył, ale palce mojej prawej dłoni nerwowo obracały pierścionek zaręczynowy.
          Jego uwaga na powrót skupiła się na wyświetlaczu.
          — Jadę do Poręby.
          — Sam? — ton lekko zadrżał.
          — No.
          Szybkim ruchem ściągnęłam złoty ring. Pierścionek z diamentem uderzył o blat stołu. Zasłużyłam na zdziwione spojrzenie.
          Zerwałam się z krzesła, a nóżki głośno jęknęły, sunąc po podłodze.
          — To koniec — podsumowałam.
          Uniósł brew. Opuścił telefon. Przyglądał się mi, ale z wyrazu jego twarzy nie mogłam nic wyczytać. Nawet mnie to nie zdziwiło; póki nie wypił więcej, z trudem egzekwowało się od niego uczuciowy coming out.
          Nie czekając, wyciągnęłam reklamówki i ruszyłam w stronę niewielkiej garderoby. Rozłożyłam pierwszą torbę. Sięgnęłam po stertę starannie złożonych ubrań, zaciskając zęby i próbując zatrzymać tę gulę rosnącą w gardle w środku. 
          Podczas gdy on siedział na kanapie, pisząc wiadomości, ja wypełniłam pierwszą zieloną, wielorazową torbę z Auchana. Nie tylko agamy przyglądały się mi w milczeniu; w pewnym momencie i on przestał odwracać wzrok. Ignorował też desperackie próby zachęcenia go do zabawy przez Bezę. Brązowy kundelek skakał po dywanie z jaskrawo-zieloną piłką w zębach, raz za czas trącając właściciela w piszczel.
          — Więc się wyprowadzasz? — zapytał.
          Zerknęłam przez ramię. Trzymał ten cholerny telefon. Dlaczego, do cholery, chociaż nie chwilę go nie odłoży?"

Multivariate_Ego

"Wyciągnęłam zawartość szuflady na bieliznę na środek biurka.
            — Tak — potwierdziłam.
            Kiedy jest mi smutno, gdy jestem zła, nie chcę, by ktokolwiek się do mnie odzywał. Tak było i w tym wypadku, bo zaraz poczułam, jak tama się napręża, grożąc pęknięciem — wylewem brzydkich uczuć i niepowstrzymanych potoków łez.
            — Okej — mruknął pod nosem.
            — Miałeś trzy opcje do wyboru — warknęłam. Zatoki puchły, oczy piekły. — A wybrałeś najgorszą. — Milczał, więc mówiłam dalej. — Mogłeś wziąć mnie ze sobą. Mogłeś zostać dziś ze mną. Mogłeś… jechać sam. Wybrałeś tę najgorszą.
            Zamrugał, ale bez zrozumienia.
            — Wychodzę — poinformował."
Reply

Multivariate_Ego

"Zauważyłam coś nowego. Rzeka zastygła. Nie ruszała się; jej powierzchnia przypominała tafle jeziora w bezwietrzny dzień. To nienormalne. Anormalne. A co jeśli… Złapałam się za serce niczym dziadziuś podczas zawału wywołanego rachunkiem za leki trzymając go przy życiu. A jeśli ja umarłam?! Dżizas! Tak wygląda czyściec? Bo chyba nie niebo, a na piekło to nieco za zimno. Jej! To nie tak powinno być! Żyłam jak żyłam, nie starałam się, bo myślałam, że mam jeszcze czas. Lubię odkładać wszystko na ostatnią chwilę, to i czynienie dobra również odsunęłam ździebko w czasie.
          Jednak… Moje serce wciąż biło, a wręcz tłukło się jak oszalałe, zagłuszając odgłosy otoczenia; jakby w ogóle takowe dochodziły do moich uszu.
          Gdzie ja się znalazłam?! Wokół nikogo, kto by poratował informacją…
          — Zgubiłaś się?
          Dżizas! Dostałam zawału! Teraz naprawdę dostałam zawału!
          Odwróciłam się na pięcie, robiąc popisowy piruet, aż szkoda, że nikt tego nie nagrał, bo miałabym wreszcie coś ciekawego na mojego Tik Toka.
          Mężczyzna w wieku około trzydziestu lat — czyli jak i ja znajdujący się na skraju znośnego fizycznie życia — stał parę metrów dalej, przyglądając się z uprzejmym zaciekawieniem. Zaniemówiłam, oszołomiona jego nieziemską aparycją. W życiu kogoś takiego nie poznałam. Wlepił we mnie niespotykanie kobaltowe oczy; rzęsy podkreślające spojrzenie — długie i smoliste — widziałam z daleka. Szerokie brwi oraz dłuższe włosy pochłaniały światło niczym czarna dziura; w wikipedii ich odcień obrazowałby hasło “głęboka czerń”. Wyglądał na wyższego ode mnie o jakąś głowę. Przez płaszcz z trudem oceniłam sylwetkę, ale na pewno nie skrywał tam bojlera, a jeśli już to kaloryfer. Wobec podobnego wybryku natury w postaci wyjątkowo urodziwego faceta znów powróciła myśl, jakobym wylądowała w czyśćcu, a może i przedsionku niebios."

Multivariate_Ego

Przeważnie to właśnie nocą budzą się potwory. W mroku czują się jak w domu, więc nie ukrywają swojego przeklętego oblicza. Mogą do woli oddawać się żądzom, tudzież zwierzęcym instynktom. Mordują. Walczą. Kochają. Cieszą się nieskrępowanym życiem. Załatwiają maszkarne sprawy.
          	Czasem potwory budzą się, gdy księżyc całkowicie wyjdzie z cienia i szaleją przez ten jeden dzień w miesiącu, nie odmawiając sobie niczego. Wygrywa wtedy dzika część ich jestestwa. Zbyt rozchwiane emocjonalnie tracą człowieczeństwo.
          	Czasem potwory budzą się, kiedy w ich sercach zagości skrajny odcień intensywnego uczucia. To zwłaszcza młode potwory nie radzą sobie z utrzymaniem wrażeń na wodzy.
          W końcu — potwory budzą się, kiedy doskwiera im głód. Niektóre z nich cierpią, nie mogąc nasycić wiecznego łaknienia. Jedzą i piją, a ciągle ciało woła: mało!, mało! Rozpadają się naprawdę i odbudowują na chwilę.
          Zło czynią zarówno ludzie, jak i potwory; chociaż i ludzie nazywani są nimi. Tak samo ma się z dobrem.
          	Nocą budzą się koszmary. 
          	Koszmary dzieją się w głowach i dzieją się na jawie. Koszmary to nie tylko wymysły znudzonego lub strapionego umysłu, ale także wspomnienia i horror w teraźniejszości, dotykający nazbyt realnie, trwając w upartych myślach aż do grobowej deski. 
          	Koszmary i potwory od wieków widywane są razem jak nierozłączni kochankowie, bo bez jednego, drugie by nie istniało.

Multivariate_Ego

Tak jakby ktoś się zastanawiał, to ja żyję, a nawet coś tam piszę. Ba, ja już kończę "powieść". Myślę, że pod koniec grudnia lub na początku stycznia rozpocznę publikację pewnego projektu, a później wrócę do "Skradzionej" (tylko to muszę najpierw przeczytać, bo ni uja nie pamiętam, co się tam działo xD).

Adatrzasko58

@ Multivariate_Ego  dobra wiadomość, będę czekać 
Reply

Multivariate_Ego

"Oparła ciężar ciała na dłoniach obejmujących rąb umywalki. Zwiesiła głowę, a układane mozolnie subtelne fale opadły, niemal sięgając niecki. Gdy na siebie patrzyła, myślała tylko o tym, jak bardzo jest niezadowolona ze swojego wyglądu. Dziś jej ręce drżały jak nigdy wcześniej, czyniąc ruchy nieprecyzyjnymi. To cud, iż makijaż nie wyglądał najgorzej. Użyła zbyt dużo bronzera, którego za nic nie dało się zblendować, z symetrią ust męczyła się dobre pięć minut, a gdy chciała zwieńczyć maskarą — trochę popaćkane neutralnymi beżami — oko, szczoteczką władowała sobie tusz na linię wodną, brudząc całą dolną, prawą powiekę. 
          	Wypuściła głośno powietrze, na końcu pojękując z bezsilności. Zacisnęła palce, aż kłykcie pobielały. Wolała nie malować paznokci, bo kto wie, jaka katastrofa wydarzyłaby się z czerwonym lakierem. To jeden z tych dni, gdy funkcjonowała, jakby cofnęła się w poziomie swoich umiejętności do samego początku. Wszystko to robiła setki razy, jednak tego popołudnia, kiedy chciała wyglądać ładnie, czuć się pewnie, co pomagało w zachowaniu odwagi, każda czynność przychodziła jej z trudem."

Multivariate_Ego

Kiedy najczęściej czytacie? W jaki dzień tygodnia?

gberks

@Multivariate_Ego  chyba nie ma konkretnego dnia tygodnia. Jak dostanę powiadomienie o nowym rozdziale, czegoś co czytam na bieżąco staram się tęgi samego dnia przeczytać. Albo przed sesją, nigdy nie znajduje tyle czasu i rzeczy do czytania, jak wtedy gdy jestem zawalony kolosami, zaliczeniami i wizją sesji. ;D
Reply

Caroleana_

@Multivariate_Ego  Zazwyczaj w weekend, bo wtedy mam najwięcej czasu. No i czasami w tygodniu, jeśli nie mam dużo roboty albo nauki. 
Reply